Kolejny raz dorwałam się do książki Marii Pruszkowskiej i kolejny raz lektura pochłonęła mnie całkowicie. "Życie nie jest romansem, ale..." to kontynuacja "Przyślę panu list i klucz", która kilka tygodni temu rozłożyła mnie na łopatki.
O ile pierwsza część opisywała beztroskie lata dzieciństwa i młodości, okres "durny i chmurny", tak tutaj autorka opisuje wydarzenia rozgrywające się w czasie wojny. Dlatego jest mniej czytania, a więcej zabawnych (!) perypetii. Narratorka Zosia bowiem na wojenną rzeczywistość patrzy okiem "Zagłoby z chlewika". Owszem, zaznacza, że tragiczne wydarzenia miały miejsce, ale o nich można poczytać w poważnych książkach historycznych. Były też jednak takie, które oprócz tego, że napawają grozą, w gruncie rzeczy okazały się śmieszne. I przytacza ich naprawdę wiele: a to jak w pierwszych latach wojny, w marcu, została zatrzymana z kotką w koszyku, której szukała kociego męża. To znowu jej matka, wystrojona w futro wybrała się na "szmugiel" masłem. Masło pod futrem się stopiło i drogocenne sobole nadawały się tylko do wyrzucenia. To znowu szwagier Wiktor spadł ze schodów, przyprawiając o atak serca połowę ukrytych w piwnicy ludzi, którzy myśleli, że to niewypał i że za chwilę wszyscy zginą. Siostra głównej bohaterki, kiedy trafiła na roboty do Niemiec, słała kartki, w których donosiła, że "po Berlinie sobie tupta".
Upłakałam się ze śmiechu, zanotowałam kilka tytułów ("Colas Breugnon" - ktoś czytał?) i narobiłam ochoty na kolejne książki tej autorki, po które na pewno sięgnę.
Oczywiście polecam - nie jest to może wybitna literatura, ale na chandrę i niebanalną rozrywkę - jak znalazł :)
PS Tym razem bez okładki, gdyż egzemplarz, który czytałam, okładki "do pokazania" nie posiada, a wznowień tej książki się nie dopatrzyłam.
PS 2 Tytuł notki to mój ulubiony cytat z tej książki.
M. Pruszkowska, Życie nie jest romansem, ale..., Wydawnictwo Gdańskie, Gdańsk 1971, s. 187.
O ile pierwsza część opisywała beztroskie lata dzieciństwa i młodości, okres "durny i chmurny", tak tutaj autorka opisuje wydarzenia rozgrywające się w czasie wojny. Dlatego jest mniej czytania, a więcej zabawnych (!) perypetii. Narratorka Zosia bowiem na wojenną rzeczywistość patrzy okiem "Zagłoby z chlewika". Owszem, zaznacza, że tragiczne wydarzenia miały miejsce, ale o nich można poczytać w poważnych książkach historycznych. Były też jednak takie, które oprócz tego, że napawają grozą, w gruncie rzeczy okazały się śmieszne. I przytacza ich naprawdę wiele: a to jak w pierwszych latach wojny, w marcu, została zatrzymana z kotką w koszyku, której szukała kociego męża. To znowu jej matka, wystrojona w futro wybrała się na "szmugiel" masłem. Masło pod futrem się stopiło i drogocenne sobole nadawały się tylko do wyrzucenia. To znowu szwagier Wiktor spadł ze schodów, przyprawiając o atak serca połowę ukrytych w piwnicy ludzi, którzy myśleli, że to niewypał i że za chwilę wszyscy zginą. Siostra głównej bohaterki, kiedy trafiła na roboty do Niemiec, słała kartki, w których donosiła, że "po Berlinie sobie tupta".
Upłakałam się ze śmiechu, zanotowałam kilka tytułów ("Colas Breugnon" - ktoś czytał?) i narobiłam ochoty na kolejne książki tej autorki, po które na pewno sięgnę.
Oczywiście polecam - nie jest to może wybitna literatura, ale na chandrę i niebanalną rozrywkę - jak znalazł :)
PS Tym razem bez okładki, gdyż egzemplarz, który czytałam, okładki "do pokazania" nie posiada, a wznowień tej książki się nie dopatrzyłam.
PS 2 Tytuł notki to mój ulubiony cytat z tej książki.
M. Pruszkowska, Życie nie jest romansem, ale..., Wydawnictwo Gdańskie, Gdańsk 1971, s. 187.
Zachęciłaś mnie jak nic do przeczytania tej książki:)Na wiosnę hysie się przydadzą!
OdpowiedzUsuńPolecam inne ksiazki tej autorki.. Pamietam, ze podobalo mi sie "Siedem babek jeden dziadek"...
OdpowiedzUsuńNie mogę jej nigdzie dostać, a nie mam też dojścia do biblioteki, nie mogę znieść faktu, że wszyscy o niej piszą, a ja nie moge jej nigdzie kupic
OdpowiedzUsuńLa Mome - hysie przydadzą się nie tylko na wiosnę :)
OdpowiedzUsuńDabarai - nie zamierzam rozstać się z Pruszkowską, więc na pewno jeszcze po jej książki sięgnę.
Kasiu - nie wiem, co doradzić, ja swoje egzemplarze po długich łowach w koncu znalazłam w bibliotece dla dzieci.