Właśnie skończyłam czytać "Carrie" Stephena Kinga. I jedyne, co przychodzi mi na myśl to: "brrrrrr". Książka jest o-kro-pna. Po prostu okropna. I bynajmniej nie oceniam tu umiejętności pisarskich autora, który bez wątpienia jest bardzo dobrym pisarzem, ale warstwę fabularną, która chociaż jest dość prosta, wbija się w pamięć.
Otóż King, na 232 stronach opowiada historię nastolatki, która wyglądała jak typowy kozioł ofiarny, stały cel dowcipów, klasowe pośmiewisko, wiecznie nabierana, oszukiwana i upokarzana - i rzeczywiście taka była. A dowcipy jej rówieśników stają się coraz bardziej okrutne... Do pierwszego incydentu, który nie można uznać za zwykły żart dochodzi w dniu, kiedy dziewczyna na oczach "koleżanek" ze swojej klasy dostaje pierwszą miesiączkę. Tego samego dnia odkrywa w sobie niezwykłą umiejętność: jest telekinetą o olbrzymiej mocy, co oznacza tyle, iż siłą woli potrafi wprawiać w ruch przedmioty. Szansą na przyjęcie do społeczności szkolnej staje się dla niej bal, na który zaprasza ją nie tylko przystojny, ale też wrażliwy chłopak. Niespodziewanie zostają wybrani na królową i króla balu, ale gdy już znaleźli się na scenie, dochodzi do wydarzenia, w wyniku którego Carrie pali nie tylko szkołę, ale i pół miasta.
Tyle fabuły, która naprawdę mną wstrząsnęła. Na osobną uwagę zasługuje tu matka Carrie, która jest fanatyczką religijną i brzydzi się wszystkiego, co ma związek z ciałem (przez szesnaście lat udaje jej się ukrywać przed dziewczyną, że kobiety miesiączkują!) Na córkę nie patrzy inaczej, niż jak na grzesznicę. Krzywdzi ją nie tylko fizycznie, ale i psychicznie; to przez nią Carrie nie jest w stanie normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Jednocześnie jest to kolejna powieść po "Titubie, czarownicy z Salem" i "Czarownicach z Salem Falls", w której można przeczytać o tym, jak okrutne potrafią być dorastające dziewczęta - a najbardziej przerażające jest dla mnie to, że to okrucieństwo jest niczym nieuzasadnione, trudno nawet stwierdzić, czy prześladowczynie mają jakąś satysfakcję płynącą z gnębienia ofiary.
Czytając, cały czas miałam w pamięci jedno zdanie, które przeczytałam na blogu zielone-buty: To jedna z tych książek, które czytasz, bo masz nadzieję, że ta okropna historia wreszcie się skończy.
"Carrie" to debiut powieściowy Kinga - zaraz po niej powstało "Miasteczko Salem" - następne w kolejności jest "Lśnienie", za które jakoś boję się zabrać; boję w dosłownym znaczeniu tego słowa: nigdy nie obejrzałam filmu do końca, gdyż po pierwszych dziesięciu minutach chowałam głowę pod koc. Póki co chyba po prostu ją pominę, a wypożyczę sobie "Nocną zmianę", która już nie budzi we mnie takiego przerażenia.
A że właśnie mija tydzień mojego chorowania, położyłam sobie przy poduszce "Podręcznik hipochondryka" i zamierzam zastosować terapię śmiechem - może pomoże ;-)?
A "Piaskowa góra", którą bardzo, ale to bardzo chciałam przeczytać jeszcze miesiąc temu, leży sobie i czeka...
S. King, Carrie, przeł. D. Górska, wyd. Prószyński i S-ka, s. 232.
Otóż King, na 232 stronach opowiada historię nastolatki, która wyglądała jak typowy kozioł ofiarny, stały cel dowcipów, klasowe pośmiewisko, wiecznie nabierana, oszukiwana i upokarzana - i rzeczywiście taka była. A dowcipy jej rówieśników stają się coraz bardziej okrutne... Do pierwszego incydentu, który nie można uznać za zwykły żart dochodzi w dniu, kiedy dziewczyna na oczach "koleżanek" ze swojej klasy dostaje pierwszą miesiączkę. Tego samego dnia odkrywa w sobie niezwykłą umiejętność: jest telekinetą o olbrzymiej mocy, co oznacza tyle, iż siłą woli potrafi wprawiać w ruch przedmioty. Szansą na przyjęcie do społeczności szkolnej staje się dla niej bal, na który zaprasza ją nie tylko przystojny, ale też wrażliwy chłopak. Niespodziewanie zostają wybrani na królową i króla balu, ale gdy już znaleźli się na scenie, dochodzi do wydarzenia, w wyniku którego Carrie pali nie tylko szkołę, ale i pół miasta.
Tyle fabuły, która naprawdę mną wstrząsnęła. Na osobną uwagę zasługuje tu matka Carrie, która jest fanatyczką religijną i brzydzi się wszystkiego, co ma związek z ciałem (przez szesnaście lat udaje jej się ukrywać przed dziewczyną, że kobiety miesiączkują!) Na córkę nie patrzy inaczej, niż jak na grzesznicę. Krzywdzi ją nie tylko fizycznie, ale i psychicznie; to przez nią Carrie nie jest w stanie normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Jednocześnie jest to kolejna powieść po "Titubie, czarownicy z Salem" i "Czarownicach z Salem Falls", w której można przeczytać o tym, jak okrutne potrafią być dorastające dziewczęta - a najbardziej przerażające jest dla mnie to, że to okrucieństwo jest niczym nieuzasadnione, trudno nawet stwierdzić, czy prześladowczynie mają jakąś satysfakcję płynącą z gnębienia ofiary.
Czytając, cały czas miałam w pamięci jedno zdanie, które przeczytałam na blogu zielone-buty: To jedna z tych książek, które czytasz, bo masz nadzieję, że ta okropna historia wreszcie się skończy.
"Carrie" to debiut powieściowy Kinga - zaraz po niej powstało "Miasteczko Salem" - następne w kolejności jest "Lśnienie", za które jakoś boję się zabrać; boję w dosłownym znaczeniu tego słowa: nigdy nie obejrzałam filmu do końca, gdyż po pierwszych dziesięciu minutach chowałam głowę pod koc. Póki co chyba po prostu ją pominę, a wypożyczę sobie "Nocną zmianę", która już nie budzi we mnie takiego przerażenia.
A że właśnie mija tydzień mojego chorowania, położyłam sobie przy poduszce "Podręcznik hipochondryka" i zamierzam zastosować terapię śmiechem - może pomoże ;-)?
A "Piaskowa góra", którą bardzo, ale to bardzo chciałam przeczytać jeszcze miesiąc temu, leży sobie i czeka...
S. King, Carrie, przeł. D. Górska, wyd. Prószyński i S-ka, s. 232.
A ja się chciałam brać za Kinga jeszcze, a mi wszyscy odradzają! :) Jeśli chodzi o Lśnienie - dla mnie film wieje nudą na kilometr. Co do Nocnej Zmiany... cóż, przeczytałam, zamieściłam u siebie dość niepochlebną recenzję i z niecierpliwością czekam na Twoje wrażenia po lekturze!
OdpowiedzUsuńNie masz własnego zdania ?? Nie pytaj się nikogo, miej na tyle odwagi i czytaj (odkrywaj) sama. Pamiętaj o gustach się nie rozmawia !!!
UsuńCzytałam jedną książkę Kinga...Nie pamiętam dokładnie o czym ,ale wiem,że musiałam czytanie rozdzielać na dobrych kilka tygodni, bo tak mi działała na psychikę, czasami King jest po prostu nie do zniesienia :)
OdpowiedzUsuń"Carrie" to faktycznie dobra książka, choć uważam, że czytałem lepsze z pod pióra Kinga, np. "Worek kości." King ma wiele naprawdę świetnych książek, lecz zdarzają mu się też nudne. Jednak nie można mu odmówić talentu! Pozdrawiam i gratuluję recenzji fajnych książek! :-)
OdpowiedzUsuńDaniel (www.radziejewski.blog.pl)
Nyx - rzeczywiście, Twoja recenzja może do lektury zniechęcić, ale ja nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła sama... Najwyżej daruję sobie wstęp i podziękowania i od razu przejdę do "nadzienia";-)
OdpowiedzUsuńTucha - jestem pewna, że "Carrie" na długo utkwi mi w pamięci, mocna książka.
Panie Danielu - do "Worka kości" powoli dotrę, uparłam się, że będę czytać jego książki w takiej kolejności, w jakiej powstawały;-)
Pozdrawiam i dziękuję za odiwedziny ;-)
Brr... już sama okładka nastraja mnie na "nie". Oj, chyba sobie podaruję.
OdpowiedzUsuńA ja Ci mówię - spróbuj. To naprawdę zapadająca w pamięć książka.
OdpowiedzUsuńI tak najlepsza książka Kinga to Wielki Marsz - jedna z moich ulubionych.
OdpowiedzUsuńBardzo fajna recenzja, a i książka niezła. Czytałam ją parę lat temu i pamiętam, że mi się bardzo podobała. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń"Carrie" to jedyna książka Kinga, z którą spotkałam się do tej pory, ale przyznam, ze zrobiła na mnie ogromne wrażenie i chętnie sięgnę po inne jego dzieła :)
OdpowiedzUsuń` hm . nie znacie się . Książki Stephena Kinga są naprawdę bardzo dobre i jeśli nie podoba Ci się jakaś książka, to po co o niej piszesz . Bo akurat ta książka jest Zajebista . < 3
OdpowiedzUsuń