Strony

niedziela, 23 września 2018

Nowe przygody eks - gliniarza (Recenzja książki "Kręgi" Zbigniewa Zborowskiego)

Kiedy nieco ponad rok temu czytałam Skazę, pierwszy tom o komisarzu Bartoszu Koneckim, miałam mieszane uczucia. Z jednej strony: fajny pomysł, dobrze poprowadzona fabuła, z drugiej: nieco irytujący bohater, zmęczony życiem glina po przejściach. Po Kręgi sięgnęłam, Sprawdźcie!





Przez Kręgi, podobnie jak przez Skazę, po prostu popłynęłam. Przeczytałam tę powieść, jak to mówię, od ręki, nie musiałam robić przerw, ani też nie kusiło mnie, aby zrobić sobie przerywnik na coś innego. Z całym przekonaniem bowiem mogę stwierdzić, że Zbigniew Zborowski jest świetny w wymyślaniu historii, których zakończenie chce się poznać. Historii, które mimo iż poplątane, na koniec okazują się całkiem logiczne.

Punkt wyjścia jest taki: Warszawa, lipiec 1992 roku. Młodziutka dziewczyna, w zasadzie jeszcze dziecko, budzi się na metalowym stole, w pomieszczeniu, które przypomina rzeźnię (brrr!). Wstaje, próbuje uciekać, gdy na drodze staje jej kilku mężczyzn. Nie wyglądają na przestępców, ba!, wyglądają zupełnie normalnie, wręcz poczciwie. Nie ulega jednak wątpliwości, że chcą dziewczynie wyrządzić krzywdę.

Zmiana planu: współczesna Warszawa, biuro prywatnego detektywa Bartosza Koneckiego (tak, Bartek wyleciał z policji i musi kombinować, jak zarobić na rachunki). Eks-policjant dostaje zlecenie: ma śledzić wschodzącą gwiazdkę, Amelię Skotnicką. Tymczasem początkująca aktorka zdaje się prowadzić własne śledztwo.

W tym samym czasie warszawska policja odnajduje ciało nastolatki. Zbrodnia jest o tyle nietypowa, że ofiara ma odcięte dłonie. Kto to zrobił? I jak te wszystkie wątki się łączą?

Tak, jak wspomniałam: uwielbiam fabuły tworzone przez autora: mroczne, zaskakujące, wielowątkowe. Nie przepadam natomiast za głównym bohaterem. Niestety. Irytował mnie Bartosz Konecki jako policjant, irytuje mnie w roli prywatnego detektywa, biegającego samotnie po Warszawie, tudzież rozbijającego się swoim mocno przechodzonym autkiem. I jakoś, kurcze, nie chce mi się wierzyć w istnienie byłych gliniarzy, chodzących wszędzie ze spluwą (a tam gdzie potrzeba, nasz Bartosz akurat tej spluwy nie ma przy sobie). I nie kupuję tego, że ktoś co chwila ostro obrywa, za przeproszeniem, po mordzie, wstaje, otrzepuje się i dalej na własną rękę ściga przestępców. Za bardzo mi to wszystko trąci Hollywood i kiepskimi filmami w stylu "zabili go i uciekł". Z drugiej strony po dwóch tomach naprawdę się w tę serię wciągnęłam. Kiedy ukaże się kolejny tom będę więc pewnie zgrzytać zębami... zaczytana po uszy i zaintrygowana, co też nowego autor wymyślił.

Zbigniew Zborowski, Kręgi, Znak Literanova, 2018, s. 479.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz