Jestem na 100% pewna, że nie pamiętacie tego cyklu. Ostatni wpis gloryfikujący poniedziałki ukazał się bowiem... 20 listopada 1017 roku. Na tyle starczyło mi energii i zapału. Nie chcę pisać, że tym razem będzie inaczej i wpisy będą ukazywały się regularnie jak w zegarku... ale tak właśnie będzie :)
O czym będzie?
O tym, jak pozytywnie wpływa na mnie zmiana pory roku i jestem prawie pewna, że na większość z Was również... i o tym, z czego jeszcze może to wynikać.
O kilku filmach, które ostatnio obejrzałam.
O książkach, które będę recenzować w tym tygodniu. I o premierach, na które bardzo czekam.
Wrzesień. Niby lato jeszcze trwa, ale podejrzewam, że dla 99% osób początek września to symboliczny początek jesieni. Ja w tym okresie zawsze czuję ogromny przypływ energii, motywacji i w ogóle... no chce mi się! W tym roku jest nieco inaczej, gdyż pod koniec sierpnia zaliczyłam wywrotkę zwieńczoną skręceniem kostki, więc przez miesiąc jestem unieruchomiona w domu. Roznoszącą mnie energię planuję więc władować w pisanie bloga, obmyślanie postów, powtórki angielskiego oraz pogłębianie wiedzy psychologiczno - pedagogicznej (jak to brzmi!). Bo w sumie innego wyjścia nie ma, jakoś trzeba wypełnić te godziny leżenia z nóżką w górze.
A piszę o tym wszystkim w nawiązaniu do pewnej książki i pewnej osoby, które towarzyszą mi od ładnych kilku tygodni. Wielokrotnie podkreślałam, że etap nałogowego wręcz czytania poradników mam już za sobą, jednak obok Wszystko zaczyna się w głowie nie mogłam przejść obojętnie. Przeogromnie bowiem polubiłam autorkę tej książki - Karolinę Cwalinę, na której Instagramowy profil (KLIK!) zaglądam codziennie. I nie wiem, czy to przypadkiem nie jest trochę tak, że ta babeczka podtrzymuje we mnie tą coroczną wrześniową mobilizację, by dać z siebie ciut więcej. O książce na pewno Wam jeszcze napiszę. Teraz wspomnę tylko o dwóch rzeczach. Po pierwsze: rzecz niebywała!, rzetelnie robię wszystkie proponowane przez autorkę ćwiczenia. Po drugie, Wszystko zaczyna się w głowie to wizualne cacuszko. Czuję ogromną przyjemność, że tak powiem, estetyczną, za każdym razem, kiedy biorą ją do ręki.
***
Pozostając przy książkach. Te pięć pozycji, które widzicie na zdjęciu poniżej, czeka na recenzję. Część, na pewno trzy!, ukażą się w tym tygodniu. Wspomnę tylko, że zakochałam się w Mojej Lady Jane. Wciąga po uszy, rozśmiesza do łez i zaskakuje na każdym kroku. Świetna, po prostu!
***
W ostatnich tygodniach, a ramach nadrabiania zaległości, udało mi się tez obejrzeć kilka filmów, które zapewne większość z Was oglądała, są to bowiem filmy oscarowe. Któryś zrobił na Was szczególne wrażenie?
W tym tygodniu swoją premierę będzie miało ZATRZĘSIENIE książek, które wydają mi się dobre i które chciałabym przeczytać.
Na co czekam szczególnie?
Oczywiście na Wodę na sicie Anny Brzezińskiej - część zeszłorocznej jesienie upłynęła mi w towarzystwie jej wspaniałych Córek Wawelu. W ciemno zakładam, że będzie to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytam w tym roku.
Tu jest więcej: KLIK |
Tu jest więcej: KLIK! |
Tu jest więcej: KLIK! |
Tu jest więcej: KLIK! |
Ostatni obraz Sary de Vos to książka z malarstwem w tle... czyli coś dla mnie.
Tu jest więcej: KLIK |
Tu jest więcej: KLIK |
Wizyta w szpitalu była kiedyś najprostszym sposobem, by skończyć w grobie. XIX-wieczni chirurdzy, często niewykształceni, nawet niepiśmienni, kroili swoich pacjentów, nie myśląc o odkażaniu narzędzi. Amputacja była ich ulubioną metodą kuracji, a gangrena nie była niczym niepokojącym. Pacjentów często trzeba było gonić po sali i wiązać, by poddali się "leczeniu".
Brzmi ciekawie? Myślę, że książka Lindsey Fitzharris może być bardzo ciekawa.
Podobnie jak Ścigany Katarzyny Michalak - autorka do tej pory kojarzyła mi się z zupełnie inną literaturą.
Tu jest więcej: KLIK! |
Tu jest więcej: KLIK! |
Pierwszą, bo lubię jogę i lubię książki o jodze.
Drugą, bo... sami przeczytajcie:
Doris ma 96 lat i mieszka w Sztokholmie. Jej samotną codzienność ożywiają rzadkie wizyty gości, a przede wszystkim cotygodniowe rozmowy przez Skype'a z Jenny, ukochaną wnuczką mieszkającą w Stanach Zjednoczonych. Kobieta zapełnia pustkę przeglądając zapiski w starym, czerwonym notesie, który przed laty otrzymała od ojca. Przez całe życie zapisywała w nim adresy i numery telefonów ludzi, których znała i kochała. Te zapiski przypominają jej to, jak barwną miała przeszłość – pracowała jako gosposia w Szwecji, była modelką w Paryżu w latach 30. , uciekła do Nowego Jorku w przededniu drugiej wojny światowej.
Biorę to w ciemno! :)
Zaczytanego tygodnia Wam życzę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz