Tytuł: Kąpiąc Lwa
Autor: Jonathan Carroll
Wydawnictwo: Rebis (dziękuję!)
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 320
Ostatni raz książki Jonathana Carrolla czytałam ładnych kilka lat temu i... przez ten czas zdążyłam zapomnieć, jak bardzo tego autora lubię! I chociaż uważam, że Kraina Chichów nie ma sobie równych, to Kąpiąc lwa jest książką naprawdę godną polecenia.
Jak to się stało, że w ogóle sięgnęłam po książki Carrolla? Otóż nie był to wybór przypadkowy. Pamiętam, że w liceum przechodziłam ostrą fazę zakochania w realizmie magicznym i ktoś polecił mi właśnie Carrolla jako tego pisarza, u którego realizm magiczny znajdę. Osobiście jednak nie przypisałaby Carrolla do tego nurtu, jednak przenikanie się świata jawy i świata snu, wprowadzenie postaci "z pogranicza", przypisywanie znaczeń pozornie nieznaczącym szczegółom - to jest coś, co u tego pisarza uwielbiam.
Historia przedstawiona w Kąpiąc lwa zaczyna się bardzo niewinnie. Ot, małżeństwo z prawie dziesięcioletnim stażem zaczyna rozważać opcję rozstania. Ona, Vanessa, ma kochanka i uważa się za gwiazdę, gdy tymczasem okazuje się, że większość osób jej nie znosi. On, Dean, wydaje się zupełnie przeciętny. Wyróżnia go może tylko to, że lubi jeździć na sankach. Chwilę później pojawiają się nowi bohaterowi: szefowa Vanessy, współpracownik Deana, starszy człowiek, któremu zmarła żona. Równie ważnymi bohaterami powieści są także mechanicy, czerwona słonica Muba, dziewczynka spacerująca po dachach... Czemu nie, wszak u Carrolla nie takie rzeczy się zdarzały.
Czytając, nie mogłam powstrzymać się od wrażenia, że autor okrutnie sobie ze mną pogrywa. Kreśli obraz jakiegoś bohatera lub wydarzenia, by za moment oznajmić: To nieprawda, nabrałaś się! Przedstawia coś, co bierze się za rzeczywistość, ale okazuje się, że jednak nie, to tylko sen. Co ciekawe, sen, który śni się pięciu osobom w tym samym czasie...
Zadziwiająca jest fabuła tej książki i z zadziwieniem się ją czyta. Autor zdaje się bawić ludzkimi spekulacjami odnośnie tego, co czeka nas po śmierci i snuje własną wizję, jak to jest. A to przecież takie proste i oczywiste! Pięknie pisze również o tym, w jaki sposób zapamiętujemy własne życie... a raczej jak je zapominamy, przeinaczamy, zakłamujemy.
Kąpiąc lwa nie jest powieścią, którą się "połyka", jej lektura wymaga czasu, uwagi i chyba też nastroju na tego typu tekst. Ja jestem nią szczerze zachwycona i zazdroszczę wszystkim, którzy będą mieli okazję w najbliższym czasie spotkać się z autorem. Po jego autograf stanęłabym nawet w kilometrowej kolejce :)
* kto przeczyta, ten będzie wiedział, co ten tytuł oznacza :)
No więc lektura wciąż przede mną i mam zamiar ustawić się w kolejce po autograf :-D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że tak wysoko oceniłaś nową książkę Carrolla i strasznie kręci mnie to, że wkrótce się za nią zabiorę :-)
Mam na uwadze tego autora i nawet kilka jego książek na półce ;) Też lubię, gdy autor ze mną igra, a książka jest niejako na pograniczu dwóch różnych światów ;)
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać Twój wpis, by szybko przerwać. Nie chcę wcześniej wiedzieć nic :) niedługo wybiorę się do księgarni i wtedy rozpocznę ucztę :)
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie :) Nie czytałam żadnej książki tego autora (chociaż nazwisko obiło mi się o uszy), więc nie wiem czego się spodziewać. Twoja recenzja jednak sprawiła, że będę musiała zapamiętać ten tytuł. Ciekawi mnie sposób w jaki autor bawi się z czytelnikiem oraz jego podejście do naszego zapominania swojego życia
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać, ale jeszcze nie miałam styczności z Carrollem, ale na "Kąpiąc lwa" od jakiegoś czasu zerkam z ciekawością. Po Twojej recenzji chyba nie uniknę przeczytania książki ;)
OdpowiedzUsuńja rownież jeszcze nie przeczytałam a ni jednej ksiazki tego autora. ale chyba sie skusze na Kraine Chichow ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam