Strony

niedziela, 11 grudnia 2011

"Biorę kurs na dziewicze wody" (Nim zapadnie noc - Michael Cunningham)

Dobre książki to takie, których nie da się opowiedzieć. 
Nie wiem, gdzie przeczytałam to zdanie i nie wiem, czy do końca się z nim zgadzam, ale w przypadku książki "Nim zapadnie noc" na pewno tak. To, że w żaden sposób nie potrafię tej książki streścić, ba!, czuję, że nawet nie do końca potrafię ją scharakteryzować, sprawiło, że z recenzję zwlekałam prawie dwa tygodnie - i nic mądrego nie wymyśliłam. A Cunningham zachwycił mnie kolejny raz.

Kilka lat temu obejrzałam film "Godziny", a zaraz potem przeczytałam powieść. I śmiało mogę stwierdzić, że jest to jedna z "książek mojego życia". Fascynacja była tak silna, że poświęciłam jej i Virginii Woolf znaczną część pracy magisterskiej i nadal zajmuje ona bardzo ważne miejsce na mojej półce. 

Powiedzmy to od razu: "Nim zapadnie noc" jest słabsza od "Godzin", ale nic w tym dziwnego, gdyż "Godziny" to arcydzieło i nie wymagam od autora, by przeskoczył sam siebie. Nie zmienia to jednak faktu, że najnowsza powieść przypomina klimatem "Godziny". Autor drobiazgowo, z pedantyczną dokładnością, opisuje życie Petera - mężczyzny w średnim wieku, właściciela nowojorskiej galerii. Peter jest trochę snobem, wiedzie dość przeciętny żywot wraz z żoną Rebeką, która, mimo iż postronny obserwator może uznać ją za atrakcyjną kobietę, trochę go nudzi. Peter zastanawia się nad swoim życiem, analizuje je, snuje wspomnienia, próbuje dociec, dlaczego pewne sprawy ułożyły się w taki, a nie inny sposób (np. dlaczego nienawidzi go dorosła, jedyna zresztą, córka). Jego egzystencja jest jednak monotonna, przewidywalna. Dopiero dwa wydarzenia przerywają tę rutynę, chociaż trudno stwierdzić, czy sam zainteresowany jest z tego zadowolony, czy też nie.

Pierwszym z tych zdarzeń jest nieoczekiwana wiadomość, że przyjaciółka Petera umiera i na kilka ostatnich miesięcy postanawia całkowicie zerwać ze swoim dawnym życiem. Drugie, ważniejsze, to nieoczekiwane pojawienie się w mieszkaniu Petera Myłka, brata Rebeki. Chłopak fascynuje Petera, wytrąca go z utartych schematów, sprawia, że mężczyzna, nie bacząc na skandal, jest w stanie poświęcić swoje dotychczasowe życie. Nie, do romansu nie dochodzi, ale w głowie bohatera dzieje się prawdziwa rewolucja.

I w zasadzie tyle. "Nim zapadnie noc" to jedna z tych powieści, w których niewiele się dzieje, język jest dość wyważony, jednak z każdej strony aż kipią tajone emocje. Książki nie czyta się łatwo, można pogubić się z zakamarkach umysłu Petera - jednak wysiłek włożony z lekturę procentuje: przez długi czas nie chce wyjść ona z pamięci, a zakończenie nie tylko zaskakuje, lecz daje do myślenia. No i okładka: dawno nie trzymałam w dłoniach czegoś tak ładnego!

M. Cunningham, Nim zapadnie noc, Rebis, 2011, s. 272.

8 komentarzy:

  1. No nie wiem.. To chyba nie dla mnie. Wolę książki,w których dużo się dzieje,mimo że po takie też czasami sięgam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej, jak ja tu dawno nie byłam! Jak tu teraz u Ciebie ładnie, światowo i w ogóle. W pierwszej chwili myślałam, że trafiłam w złą zakładkę i to nie jest Twój blog, bo pamiętam go zupełnie innego ;)

    Ze zdaniem "Dobre książki to takie, których nie da się opowiedzieć." zgadzam się absolutnie. W miarę snutej opowieści zatracają się ważne szczegóły i klimat książki, czy innego tekstu kultury. Słuchający nie dostrzeże wielu walorów... Z resztą trudno się w ogóle opowiada o tekstach kultury... Wiem to z autopsji. Zawsze, gdy streszczam lubemu obejrzany odcinek serialu, film, czy książkę on ma gotową odpowiedź: "ooo matko, ale pogmatwane" lub "ale tasiemiec" lub "jakie to głupie" lub "ahaaaa...". Dopiero, gdy sam sięgnie (najczęściej po film, bo do seriali ma uraz, a książek czytać mu się nie chce (ZBRODNIA!) ) to się przekonuje, że było warto.

    A okładka rzeczywiście piękna. W moich ulubionych kolorach ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Miravelle - ja też lubię, gdy dużo się dzieje, ale jest kilku autorów, dla których robię wyjątek :)

    Nyx - te zmiany to dopiero od dzisiaj, sama muszę się z nim oswoić, ale cieszę się, że Ci się podoba :) Tutaj trudno się opowiada, gdyż fabuła jest mocno okrojona, a to co naprawdę ważne, odbiera się raczej intuicyjnie. Ja np. nienawidzę, kiedy ktoś opowiada mi film - nienawidzę! Albo nie daj Boże, jak ktoś relacjonuje mi swoje sny... nienawidzę jeszcze mocniej. Mój luby też nie czyta... chociaż mam wrażenie, że powoli się przekonuje :) Z naciskiem na "powoli" :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam "Godziny" i "Wyjątkowe czasy" Cunnninghama - obie książki bardzo mi się podobały. Nie dziwię się, że autor dostał Pulitzera - coś niewątpliwie jest w jego książkach :-) Z chęcią sięgnę w przyszłości po "nim zapadnie noc".
    A zmiany na stronie bardzo ładne :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki :) Ja właśnie muszę sobie wrócić do "Wyjątkowych czasów", bo pamiętam książkę bardzo słabo. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja dziś właśnie trzymałam tą książkę w rękach i byłam niezdecydowana. Po przeczytaniu Twojej recenzji żałuję. Muszę ją mieć:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pozdrawiam i zapraszam do mnie: http://mojeciekawe-hobby2.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń