Generalnie miałam napisać recenzję prześmiesznej książki Agnieszki Krawczyk "Morderstwo niedoskonałe", ale dygresja do tekstu wyszła mi tak długa, że dzisiaj zaprezentuję dygresję, a jutro recenzję :)
Recenzje w ostatnim czasie dodaję w tempie zawrotnym, ale, jak to już na FB pisałam, dopadła mnie pierwsza jesienna chandra, której z jednej strony nie miałam się zamiaru poddawać, a z drugiej zaowocowała ona tym, że nie chciało mi się czytać. Co oczywiście nie oznacza, że nie czytałam zupełnie nic, bo i owszem, czytałam, ale raczej gazety niż książki, a jeśli już książki, to raczej takie, które powieściami nie są.
Co więc czytałam? Przede wszystkim kupiłam sobie dwie książki Bożeny Żak-Cyran, które gorąco polecam osobom, które chcą się zdrowo i niekoniecznie skomplikowanie odżywiać. Pierwsza z nich, "Energia życia, energia pożywienia" to książka poradnikowa, traktująca o tym, iż zdrowie nie zawsze oznacza tyle, co brak chorób. I wbrew pozorom jest to bardziej książka filozoficzno - psychologiczna, niż typowo kulinarna. Nie mądruję się jeszcze za dużo, gdyż zostało mi kilkadziesiąt stron do końca, ale refleksjami na pewno się podzielę.
Natomiast "Odnowa na talerzu" to już nie teoria, a praktyka, czyli ogromny zbiór przepisów. Efektem zakupu jest to, iż dziś w pracy jadłam sobie pieczywo razowe z pasztetem z czerwonej soczewicy - własnej roboty, a co! :) Książkę w tej chwili testuje moja mama i mam nadzieję załapać się na efekt tych testów :)
A jeśli ktoś ma ochotę na dwa w jednym, czyli teorie i przepisy, polecam skromniutką, jeśli chodzi o objętość, "Kuchnię zdrowia i młodości": to ona narobiła mi ochoty, żeby jeść gruszki z kaszą jaglaną, potrawy z warzyw sezonowych i uważnie obserwować swój organizm.
A co planuję sobie kupić? Wpadły mi w oko dwa tytuły, na które natrafiłam w sierpniowym "Sensie" (z pięknymi portretami Beaty Pawlikowskiej w środku). Chodzi mi o "Sztukę prostoty" i "Sztukę umiaru" Dominique Loreau (swoją drogą polecam blog: http://minimalist-ka.blogspot.com/ - szkoda, że autorka tak rzadko dodaje posty, ale z drugiej strony... umiar, umiar, umiar).
Autorka książek od kilku lat mieszka w Japonii i jest zachwycona tamtejszym minimalistycznym sposobem życia. W "Sensie" przedstawiono to bardzo obrazowo: miseczka ryżu zamiast pizzy XXL. I piszę to ja, z do połowy zjedzonym Lionem w ręce, ale nic to, wszak lekturę mam dopiero przed sobą, a nie za :)
I tak właśnie wygląda moja "dygresja" do "Morderstwa niedoskonałego", które oczywiście zrecenzuję. I tak sobie myślę, że chyba jednak częściej będę pisać o tym, co chcę przeczytać - od razu czuję się bardziej zmotywowana! :)
Ja mam troszkę inną dolegliwość ;P Książki potrafię czytać w zawrotnym tempie, ale jeśli chodzi o recenzji, to już nie idzie mi tak szybko - im książka lepiej mnie wciągnie, tym trudniej mi sklecić zdanie do zdania... Chyba muszę zacząć gdzieś szukać nowych inspiracji ;D
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, to przez Ciebie jestem teraz głodna - chętnie wypróbowałabym jakiś przepis z tych książek :) No, ale jak się nie ma co się chcę, to... dobra, idę po lody ;P
Aniusiaczek - z pierwszą częścią się zgadzam :) Ja teraz czytam powieść "Tony i Susan" z wypiekami na twarzy, jest re-we-la-cyj-na, ale już myślę, co o niej napiszę i nie wiem :) Chyba zdecydowanie łatwiej się książki krytykuje niż chwali tak, żeby było to wiarygodne :)
OdpowiedzUsuńA lodów nie jedz - jesienią i zimą ocieplamy organizm, a nie schałdzamy - to tyle, jeśli chodzi o moją świeżo nabytą wiedzę :)
Oj mnie też coś jesiennego dopadło. Cały dzień mam migrenę. Wzięłam kilka tabletek i czuje się jak za mgłą. O autorce słyszałam a propos kuchni 5 przemian. Mój mąż uskutecznia od dawna:)
OdpowiedzUsuńKolmanko - ja zaczynam uskuteczniać, póki co wgryzam się w teorię, ale tematyka mnie fascynuje :) I te kasze, te zboża, ta filozofia... :)
OdpowiedzUsuńMnie też ostatnio jakoś dopada chandra i brak zapału na czytanie, chyba to ta jesienna aura tak działa.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jednak będzie lepiej i tobie tego również życzę.
Może i schładzają, ale jak się ma lody koktajlowe z korala - te o smaku m.in. kukułki, to bardzo trudno się im oprzeć ;)
OdpowiedzUsuńCyrysia - ale z drugiej strony jesień jest fajna na czytanie, można pod kocem, z herbatką, to jest fajna wizja, prawda :)?
OdpowiedzUsuńAniusiaczek - no tak, lody z Korala to jest argument, któremu trudno się oprzeć :)
Staram się nie patrzeć za okno i dalej żyć latem :) A książki jak na razie mi to ułatwiają ;)
OdpowiedzUsuńDygresja rewelacyjna, na Minimalistkę wejdę, a książki dziś ruszyły w drogę powrotną do Ciebie (daj znać, gdy dotrą :)), zaś herbaty na duuuży kubek wystarczy pół kostki ^^. To taka rada zawczasu ^^.
OdpowiedzUsuńTo nie będę oryginalna jak napiszę że i mnie, wpisy u mnie raz na tydzień, niby coś czytam ale jakieś to z doskoku, a na kompa zaglądam tak rzadko, że masakra :(
OdpowiedzUsuńA kysz, a kysz - jesienne smutki-marudki. Herbata, jabłuszko i książka, a w tle muzyka spokojna - zaraz przejdzie :-).
OdpowiedzUsuńCzytam Karen Blixen - "Uczta Babette i inne opowieści o przeznaczeniu". Pomaga :-)
Taki jest świat - i to jest dobre podejście! :)
OdpowiedzUsuńAlinka - hehe, no udała mi się :) Dziękuję za instrukcję, jeśli będziesz na Targach w Katowicach to może odwdzięczę się czymś dobrym:)?
Tośka - jakiś jesienny trend blogowy chyba. A generalnie jesień to taki dobry czas na czytanie, bo i co innego robić:)?
Anulko - właśnie nie przechodzi, a w dodatku od dwóch dni nie mogę sobie gardła wyleczyć :) "Uczty" nie czytałam, ale oglądałam film :)