Strony

wtorek, 9 sierpnia 2011

Nostalgia Rosjanina po utraconej miłości (Maszeńka - V. Nabokov)


Gdybym miała możliwość nadania "Maszeńce" innego tytułu niż "Maszeńka" właśnie, to zatytułowałabym tę powieść pretensjonalnie: "Nostalgia" lub "Tęsknota", gdyż te właśnie uczucia tchną z tej niewielkiej, debiutanckiej powieści Nabokova. Niezwykle udanej powieści, dodam.

Maszeńka - tak miała na imię ukochana głównego bohatera powieści, Ganina. Ganin kochał ją, gdy miał 16 lat, mieszkał w Rosji i całe życie było przed nim. Kilka lat później znajduje się w Berlinie, z Rosji musiał emigrować, trudno powiedzieć, czy jeszcze kiedykolwiek do niej wróci. Ima się różnych prac, miewa przelotne miłostki, planuje wyjechać do Paryża - lecz cały czas brakuje mu impulsu, by popchnąć swoje życie na nowe tory.

Ganin mieszka w pensjonacie zamieszkałym także przez innych Rosjan. Przypadkowo, jeden z nich informuje go, że za kilka dni przyjedzie do niego żona, Maria. Gdy pokazuje Ganinowi zdjęcie, okazuje się, że Maria to Maszeńka. Ganin ma więc okazję spotkać swoją utraconą przeszłość... i oddaje się wspomnieniom. Nagle okazuje się, że nic w jego życiu nie miało aż takiego znaczenia, jak te kilka dni spędzonych z Maszeńką, że żadne pocałunki nie były tak ważne, jak te składane na jej chłodnych obojczykach, a jazda rowerem na jej spotkanie urasta do rangi najważniejszego wydarzenia w jego dotychczasowym życiu.

Piękna książka i przyznaję, że tak zupełnie po babsku się wzruszyłam. Kolejna rzecz: nie wiem, czy to jakaś prawidłowość u Nabokova, ale powoli zaczynam go postrzegać jako mistrza zaskakujących zakończeń. Tym razem również byłam mocno zdziwiona, gdy dotarłam do ostatniej strony, gdyż powieść urwała się jakoś tak... niespodziewanie, acz jest to sensowne.

I tak sobie myślę, chociaż zdaję sobie sprawę, że jeszcze za mało Nabokova przeczytałam, że gdyby ktoś zapytał mnie, od której powieści przygodę z autorem radzę zacząć, to moim zdaniem właśnie od tej, pierwszej, gdyż o ile "Czarodziej" mnie nieco ostudził, tak po lekturze "Maszeńki" mam ochotę sięgnąć po kolejne powieści:"Król, dama, walet", "Obrona Łużyna", "Splendor"...

I jeszcze jedno: nie proszę zwrócić uwagę na okładkę i makijaż damy na niej widniejącej. Czyżby wyobrażenie o "mejkapach" Rosjanek przez prawie dwadzieścia lat nie uległo zmianie :)?

V. Nabokov, Maszeńka, PIW, Warszawa 1993, s. 112.

14 komentarzy:

  1. Wstyd się przyznać, ale znam tylko tę książkę autora... i zrobiła ona na mnie niejednoznaczne wrażenie. Na pewno wartościowa to literatura ale raczej do delektowania niż czytania. I to nurtujące zakończenie. Ale widzę, że u Ciebie Nabokov przeżywa istny renesans... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Mooly - przeżywa, bo miałam i mam coś, co można nazywać kompleksem Nabokova, którego staram się teraz pozbyć, czytając jego książki :) Podejrzewam tylko, że jak już tego kompleksu się pozbędę, to szybko znajdę sobie jakiś inny. Właściwie: od kilku dni cierpię na kompleks o nazwie "Balzak" :)
    A co do tego, że jest to lektura do delektowania się... dokładnie tak! "Oko" przeczytałam za szybko i dopiero posłowie uzmysłowiło mi, ile wątków pominęłam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. czytalam 'Maszeńke' kilka lat temu, gdzies w kalendarzu chyba z 2006 roku mam wypisane cytaty... ach ten 'czas nierzeczywisty'... pamietam, że bardzo mnie wzruszyła

    OdpowiedzUsuń
  4. Bluedress - ja też się wzruszyłam historią Ganina, lecz także starego poety, o którym nie wspomniałam, jego nieporadnością, marzeniami o Paryżu... ach :)

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja kompletnie nie znam tej książki ani autora,ale zaciekawiłaś mnie swa recenzja i muszę nadrobić braki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Skarletko właśnie od Maszeńki proponuję rozpoczynać przygodę z Nabokovem tym, którzy jeszcze nie czytali Mistrza. Prawda, że bajkowa opowieść (choć niby opowiastka, ale ile treści autor zawarł w tej krótkiej książeczce!). Uwielbiam Nabokova właśnie za to przedziwne rozciąganie, którego nie widać, ale czuć. I za zakończenia, o których piszesz. Wiele razy zastanawiałam się, czy kończąc w ten sposób swoje książki chciał dać pole do popisu czytelnikowi? Czy taka przekora :) (obstawiam to drugie:)) )

    P.S. Wczoraj, skuszona ostatnią dyskusją u Ciebie Skarletko, chciałam już kupić Lolitę (bo po polsku w swoim nabokovowskim zbiorze jeszcze nie posiadam) ale kiedy zobaczyłam ostatnie wydanie Muzy, z okropną sztywną okładką, i przedmową jakiegoś Anglika, a nie Leszka Engelkinga to odłożyłam ją na półkę, jak jakiś zepsuty owoc! Jak można było wydać coś takiego w Polsce!! Bez przedmowy ani posłowia największego w Polsce znawcy Nabokova!! Jak można było Muzo! Takie wydanie Lo stoi dla mnie, miłośniczki nie tylko Nabokova ale i esencji jego talentu - autorstwa L.E. stoi na skreślonej pozycji! A miałam dobre chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawa recenzja i zachęciłaś mnie do przeczytania. Myślę, że jak znajdę ją w bibliotece, to przeczytam z chęcią. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. zapraszam http://anulka1992.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Cyrysia - ja właśnie nadrabiam :)

    Moni - to jest niesamowite, ile w tych książkach jest przestrzeni, płaszczyzn czasowych, wydarzeń... Gdyby ktoś się uparł, to to, co Nabokov zmieścił na tych nieco ponad stu stronach, mógłby rozpisać na stron pięćset :) A "Maszeńką" jestem zachwycona :)
    Co do Leszka Engelkinga. Czasem mam tak, że nie czytam wstępów, żeby się "nie sugerować" w odbiorze danej pozycji. Natomiast tutaj jego przedmowy stanowią dla mnie nieodłączną część książki i w "Maszeńce" trochę mi jej brakował. Nooo... a wydać "Lolitę" bez jego wstępu - zbrodnia :)

    Cassiel - w mojej bibliotece zalegało kilka egzemplarzy "Maszeńki", więc raczej nie powinnaś mieć problemów z jej dostaniem :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Skarletko właśnie o tym samym sobie myślę, kiedy czytam Nabokova. Któż inny potrafiłby opowiedzieć tak wiele w tak niewielu słowach? Uwielbiam, uwielbiam!! A przedmowy czytam zwykle po przeczytaniu książki :) Mogę wtedy porównywać mój osobisty jej odbiór z tym, jak odebrał to znawca tematu.

    P.S. wczoraj, choć miałam już przestać kupować nabyłam List, który nigdy nie dotarł do Rosji i tym sposobem mam komplet opowiadań, oraz Pamięci przemów za jedyne 19 zł :) Jestem szcześliwa!!!

    P.S." z tym wydaniem Loli bez L.E. - zastanawiam się czy nie napisać do Muzy, czy zdają sobie sprawę z tego, jaką zbrodnię popełnili hihi:))

    Skarletko co będzie następne?

    OdpowiedzUsuń
  11. Moni - "Król, dama, walet", "Obrona Łużyna", "Splendor"... - porządek musi być :) Tylko to dopiero za kilka dni, gdyż w weekend muszę przejść się do biblioteki :) A póki co: czytam Noblistów! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Maszeńkę chwycę zaraz po "Król,dama,walet".
    Zainteresowałaś mnie baaaaardzo.

    OdpowiedzUsuń
  13. K,D,W jeszcze nie czytałam - ciekawa jestem wrażeń.
    Przyjemności!

    Balianna nie czytałaś Maszeńki? ;o Myślałam, że tak.

    OdpowiedzUsuń
  14. Za samą okładkę można tę książkę polubić ;)
    A tak na marginesie, czy tylko ja zwracam uwagę na wygląd okładki?

    OdpowiedzUsuń