W kategorii "książki o dziwnych tytułach" ta znalazłaby się gdzieś w okolicach pierwszego miejsca. "Jak Matka Boska trafiła na księżyc" jest debiutem niemieckiego pisarza Rolfa Bauerdicka i, od razu dodam, daj Panie każdemu taki debiut. Powieść liczy sobie 530 strony, pisana jest dość drobną czcionką, a mimo to przeczytałam ją w dwa dni. I to nie w weekend, tylko w tygodniu, kiedy osiem godzin jestem w pracy, a ponad trzy zajmuje mi powrót do domu. To chyba o czymś świadczy, prawda :)?
"Jak Matka Boska trafiła na księżyc" przedstawia życie wiejskiej społeczności, w samym sercu Europy, gdzieś w okolicy Karpat. Wszystko jest tu przaśne, podszyte absurdem, a jednocześnie prawdziwe - skojarzenie z filmami Kusturicy jak najbardziej uzasadnione. Z drugiej strony zaś w życie mieszkańców wkrada się nie tylko zbrodnia, ale i historia - i to w swoim najgorszym wydaniu. Gdy gaśnie lampka symbolizująca boże światło, wydarzenia zaczynają przybierać niespodziewany, groźny obrót.
Gdy powieść się rozpoczyna, główny bohater ma 15 lat. To wtedy pierwszy raz styka się z czymś, co zdecydowanie go przerasta. Od swojej nauczycielki, tuż przed jej śmiercią, otrzymuje polecenie, aby zniszczył człowieka, który jest u władzy, a który wcześniej nie miał skrupułów, aby zmarnować jej życie. W tym samym czasie dziadek Pawła ze swoim cygańskim przyjacielem zaczynają żywo interesować się rosyjskimi i amerykańskim planami podboju Księżyca. Dopatrują się w tym spisku, gdyż twierdzą, że tak naprawdę nie chodzi o podbój kosmosu, a udowodnienie, że nie ma tam Boga. Oraz tego, że wzięta z duszą i ciałem Maryja wcale nie przebywa na Księżycu...
Jeden z krytyków napisał o tej powieści: Zbieranina absurdalnych pomysłów. Jakby Gabriel Garcia Marquez i Emil Kusturica się porządnie upili i wspólnie wymyślili całą opowieść. Co prawda nie do końca widzę w tej powieści ducha Marqueza, ale cała reszta się zgadza. Dodam jeszcze, że książka porusza tak uniwersalne zagadnienia, jak granice ludzkiej wolności i stawia pytania o relacje jednostka - władza. Jeśli dodamy do tego pierwszą miłość i pierwsze rozstania, wzruszająca przyjaźń dwóch starszych ludzi, rozmowy z wiejskiego szynku i wiejskie plotki, ogromną chęć zemsty, a wszystko to podlejemy niesamowitą atmosferą rodem z cygańskiego taboru - otrzymamy mieszankę wybuchową, od której nie sposób się oderwać.
Polecam, polecam, polecam, bo jest to książka, przy której można i zrywać boki ze śmiechu, i trochę się powzruszać, można na bohaterów patrzeć i z politowaniem, ale też z podziwem. I można ją czytać do trzeciej w nocy, chociaż o 6:45 trzeba już zapakować się w autobus i rozpocząć kolejny dzień :)
R. Bauerdick, Jak Matka Boska trafiła na Księżyc, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2011, s. 531.
"Jak Matka Boska trafiła na księżyc" przedstawia życie wiejskiej społeczności, w samym sercu Europy, gdzieś w okolicy Karpat. Wszystko jest tu przaśne, podszyte absurdem, a jednocześnie prawdziwe - skojarzenie z filmami Kusturicy jak najbardziej uzasadnione. Z drugiej strony zaś w życie mieszkańców wkrada się nie tylko zbrodnia, ale i historia - i to w swoim najgorszym wydaniu. Gdy gaśnie lampka symbolizująca boże światło, wydarzenia zaczynają przybierać niespodziewany, groźny obrót.
Gdy powieść się rozpoczyna, główny bohater ma 15 lat. To wtedy pierwszy raz styka się z czymś, co zdecydowanie go przerasta. Od swojej nauczycielki, tuż przed jej śmiercią, otrzymuje polecenie, aby zniszczył człowieka, który jest u władzy, a który wcześniej nie miał skrupułów, aby zmarnować jej życie. W tym samym czasie dziadek Pawła ze swoim cygańskim przyjacielem zaczynają żywo interesować się rosyjskimi i amerykańskim planami podboju Księżyca. Dopatrują się w tym spisku, gdyż twierdzą, że tak naprawdę nie chodzi o podbój kosmosu, a udowodnienie, że nie ma tam Boga. Oraz tego, że wzięta z duszą i ciałem Maryja wcale nie przebywa na Księżycu...
Jeden z krytyków napisał o tej powieści: Zbieranina absurdalnych pomysłów. Jakby Gabriel Garcia Marquez i Emil Kusturica się porządnie upili i wspólnie wymyślili całą opowieść. Co prawda nie do końca widzę w tej powieści ducha Marqueza, ale cała reszta się zgadza. Dodam jeszcze, że książka porusza tak uniwersalne zagadnienia, jak granice ludzkiej wolności i stawia pytania o relacje jednostka - władza. Jeśli dodamy do tego pierwszą miłość i pierwsze rozstania, wzruszająca przyjaźń dwóch starszych ludzi, rozmowy z wiejskiego szynku i wiejskie plotki, ogromną chęć zemsty, a wszystko to podlejemy niesamowitą atmosferą rodem z cygańskiego taboru - otrzymamy mieszankę wybuchową, od której nie sposób się oderwać.
Polecam, polecam, polecam, bo jest to książka, przy której można i zrywać boki ze śmiechu, i trochę się powzruszać, można na bohaterów patrzeć i z politowaniem, ale też z podziwem. I można ją czytać do trzeciej w nocy, chociaż o 6:45 trzeba już zapakować się w autobus i rozpocząć kolejny dzień :)
R. Bauerdick, Jak Matka Boska trafiła na Księżyc, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2011, s. 531.
Zachęciłaś mnie:). Tytuł rzeczywiście dziwny, ale recenzja mnie przekonała:). Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńKasandro - ja się zastanawiam, czy znam jeszcze jakąś książkę o tak dziwnym tytule... ale nie mogę nic wymyślić.
OdpowiedzUsuńAleż mi narobiłaś ochoty! :) Muszę jakoś dorwać i przecztać, dzięki!
OdpowiedzUsuńAgnieszko - biorąc pod uwagę, że moja lista książek do przeczytania wydłuża się po każdej wizycie na Twoim bloga -to cała przyjemność po mojej stronie :)
OdpowiedzUsuń"Gdy oślica ujrzała anioła" - skoro już jesteśmy przy dziwnych tytułach. Przynajmniej mnie ten tytuł zawsze rozwala ;).
OdpowiedzUsuńHeh, Alinko, mam na półce, ale jakoś nie pomyślałam o niej :)))))
OdpowiedzUsuńIntrygujący tytuł i świetna recenzja. Czuje się zainteresowana ;P
OdpowiedzUsuńMuszę kupić jak najszybciej bo zarówno tytuł jak i okładka i opinie o tej książce zachęcają:)
OdpowiedzUsuńJa również mam ją w planach czytelniczych, niestety cena skuteczie mnie odstrasza. Będę polować na egzemplarz biblioteczny :)
OdpowiedzUsuńMeme - miło mi :)
OdpowiedzUsuńPaula - :)
Kingo - książka warta ceny, chociaż dla mnie też często bywa skuteczną zaporą.
Marqueza nie widać, ale Kusturicę już tak?
OdpowiedzUsuńNo i znakomicie! To pozycja dla mnie :)
No właśnie tego Marqueza nie bardzo widzę, ale Kusturicę... o tak :)
OdpowiedzUsuńTempo czytania jest znakomitą rekomendacją, a tytuł... zniewala:)
OdpowiedzUsuńSzkoda,że wydawnictwo chyba jednak trochę przesadziło z ceną... 59,9 za książkę debiutanta... w miękkiej oprawie... trochę za dużo.
OdpowiedzUsuńNiemniej zgadzam się z Tobą... warto wydać pieniądze na tę książkę :)
Nutta - właśnie pochłaniam "Malarza młodych dziewcząt". Wczoraj zaczęłam, dzisiaj kończę :)
OdpowiedzUsuńIsabelle - cena jest obłędna. Ale książka grzechu warta... :)
z dziwnych tytułów "Klub miłosników literatury i placka z kartoflanych obierek" ;-)
OdpowiedzUsuńteż mnie te 59.9 odstraszało, ale warto było...