Marta Szarejko jest autorką znaną mi z "Bluszcza" i w "Bluszczu" bardzo lubię jej teksty czytać. Toteż ogromnie się ucieszyłam na wieść o tym, że wydaje książkę, a raczej - biorąc pod uwagę jej rozmiary - książeczkę. I co? I uczucia mam ambiwalentne.
Z jednej strony autorka sięga po tematy i bohaterów, o których rzadko można poczytać w książkach. Jeśli już, to raczej np. w reportażach społecznych, mających uwrażliwiać na określone zjawiska, problemy i sytuacje. Marta Szarejko oddaje głos ludziom z marginesu społeczeństwa, mieszkańcom dworców, bezdomnym, bywalcom barów i szpitali psychiatrycznych. Każdy z nich snuje swoją własną, pokręconą opowieść. Czytając odniosłam wrażenie, że kreuje ich na ludzi bez przeszłości i przyszłości, przedstawia wyrywek ich życia dotyczący jedynie tego, co teraźniejsze. Jednocześnie pokazuje, że wśród tych ludzi zdarzają się wielkie, indywidualności, a każda z przedstawionych historii godna jest opowiedzenia.
I to są niewątpliwie plusy "Nie ma o czym mówić". Jest jednak jeden ogromny minus tej książki, który niestety rzutował na jej odbiór. Styl.
Szarejko stylizuje wypowiedzi swoich bohaterów na mowę potoczną, na strumień świadomości, na bełkot osoby chorej psychicznej, na monolog człowieka, który obsesyjnie powtarza ciągle tą samę historię - co dla mnie okazało się po prostu niestrawne i szczerze mówiąc dokończyłam tą książkę tylko dlatego, że ma ona zaledwie 114 stron i lubię autorkę. Więcej nie dałabym rady.
Dlatego też nie podejmuję się oceniać "Nie ma o czym mówić", gdyż dla mnie jest ona przykładem... przerostu treści nad formą, czyli treść tak, ale nie w takiej formie. Przeczytajcie i oceńcie sami :)
M. Szarejko, Nie ma o czym mówić, AMEA, Budzyń 2010, s. 114.
Z jednej strony autorka sięga po tematy i bohaterów, o których rzadko można poczytać w książkach. Jeśli już, to raczej np. w reportażach społecznych, mających uwrażliwiać na określone zjawiska, problemy i sytuacje. Marta Szarejko oddaje głos ludziom z marginesu społeczeństwa, mieszkańcom dworców, bezdomnym, bywalcom barów i szpitali psychiatrycznych. Każdy z nich snuje swoją własną, pokręconą opowieść. Czytając odniosłam wrażenie, że kreuje ich na ludzi bez przeszłości i przyszłości, przedstawia wyrywek ich życia dotyczący jedynie tego, co teraźniejsze. Jednocześnie pokazuje, że wśród tych ludzi zdarzają się wielkie, indywidualności, a każda z przedstawionych historii godna jest opowiedzenia.
I to są niewątpliwie plusy "Nie ma o czym mówić". Jest jednak jeden ogromny minus tej książki, który niestety rzutował na jej odbiór. Styl.
Szarejko stylizuje wypowiedzi swoich bohaterów na mowę potoczną, na strumień świadomości, na bełkot osoby chorej psychicznej, na monolog człowieka, który obsesyjnie powtarza ciągle tą samę historię - co dla mnie okazało się po prostu niestrawne i szczerze mówiąc dokończyłam tą książkę tylko dlatego, że ma ona zaledwie 114 stron i lubię autorkę. Więcej nie dałabym rady.
Dlatego też nie podejmuję się oceniać "Nie ma o czym mówić", gdyż dla mnie jest ona przykładem... przerostu treści nad formą, czyli treść tak, ale nie w takiej formie. Przeczytajcie i oceńcie sami :)
M. Szarejko, Nie ma o czym mówić, AMEA, Budzyń 2010, s. 114.
Także uwielbiam panią Martę, poznałam Ją poprzez Bluszcza. Kurde, sądziłam, że ksiązka okaże się miłym zaskoczeniem a tu jednak chyba się myliłam.
OdpowiedzUsuńTajemnico, jest jeszcze jeden "minus": cena. Książka ma 114 stron, miękką okładkę i kosztuje 29,90 zł. Ja sobie kupiłam ją na krakowskich Targach, gdyż ogromnie chciałam "Nie ma o czym mówić" przeczytać - i "wytargowałam" na stoisku wydawcy cenę 25 zł, gdyż kupowałam jeszcze jedną pozycję. A i tak uważam, że jest to cena mocno na wyrost. Ale może nie powinnam o tym pisać :)?
OdpowiedzUsuńnigdy nie słyszałam ani o ksiażce, ani o tym wydawnictwie:p może sobie jednak daruję::)
OdpowiedzUsuńSaro - wydawnictwo znałam wcześniej z "Dziewczyńskich bajek na dobranoc" - bardzo miła książka :)
OdpowiedzUsuńNa pewno wybiorę się do księgarni przejrzeć :)
OdpowiedzUsuńSzkodą, że treść przerosła formę.
Książka jednak na 2 h czytania, więc może :)
Pozycja zapisana, szczególnie, że znam tę autorkę własniez Bluszcza i nie miałam pojecia, że wydala książkę!
OdpowiedzUsuńA przy okazji Szczęśliwego Nowego!
hm, czyli autorka przesadziła ze stylizacją?
OdpowiedzUsuńBiedronko - ciekawe, czy Tobie się spodoba. :)
OdpowiedzUsuńMiss Cinname - bardzo dziękuję i wzajemnie :)
Nyx - według mnie tak. W całej książce było to po prostu nieznośne.
Nie przepadam za strumieniem świadomości w literaturze, mową bardzo potoczną itp. Daruję sobie... . A Twoim recenzjom, Skarletko, ufam :-). Pozdrawiam w Nowym Roku :-)
OdpowiedzUsuńAnulko - dziękuję :)I również pozdrawiam noworocznie :)
OdpowiedzUsuń