Zanim zasiadłam do czytania, naczytałam się wielu dobrych recenzji tej książki...i stało się! Ja też przepadłam na kilka godzin z "44 Scotland Street" przed oczami.
Zamiarem autora, jak sam deklaruje w przedmowie, było napisanie powieści opisującej rzeczywisty kawałek Edynburga - jednakże cały czas ma to być fikcja. I tak bohaterami swojej powieści uczynił kilka osób zamieszkujących w tym samym domu - a więc wykorzystał zabieg, który od czasów "Ucha od śledzia" bardzo lubię. Mamy tu całą galerię typów i typków, mniej lub bardziej sympatycznych, ale na pewno interesujących.
Pat to nieśmiała dziewczyna, która zawsze mówi prawdę, Bruce to wcielenie współczesnego Narcyza, Irene - zbzikowana na punkcie teorii psychologicznych matka, która "testuje" je na swoim genialnym synu Bertiem. Poza tym w powieści znajdziemy też psa ze złotym zębem i jego ekscentrycznego właściciela...
Nie ukrywam jednak, że to, co najbardziej mnie w tej powieści zainteresowało to fakt, że początkowo była ona drukowana w odcinkach. Autor twierdzi, że to właśnie miało wpływ na jej ostateczny kształt. Powieść w odcinkach rządzi się bowiem własnymi prawami. Każdy odcinek musi mieć zawierać w sobie coś mocnego, co przykuje uwagę i co sprawi, że nie zacznie się czytać artykułu na stronie obok. No i będzie się chciało zajrzeć następnego dnia po więcej - więc i zakończenie musi być intrygujące - prawie jak w serialu :)
Dlatego też uważam, że "44 Scotland Street" powinny koniecznie przeczytać osoby, które chciałaby sprawdzić swoich sił w krótszych formach. Alexander McCall Smith pokazuje, jak to się robi, a ja świetnie się bawiłam wyłapując myśli przewodnie i "pętelki" tworzone przez autora, które rozsupływał kilka odcinków dalej. Bardzo miła rzecz do poduszki i herbatki :)
A. McCall Smith, 44Scotland Street, wyd. MUZA, Warszawa 2010, s. 311.
Zamiarem autora, jak sam deklaruje w przedmowie, było napisanie powieści opisującej rzeczywisty kawałek Edynburga - jednakże cały czas ma to być fikcja. I tak bohaterami swojej powieści uczynił kilka osób zamieszkujących w tym samym domu - a więc wykorzystał zabieg, który od czasów "Ucha od śledzia" bardzo lubię. Mamy tu całą galerię typów i typków, mniej lub bardziej sympatycznych, ale na pewno interesujących.
Pat to nieśmiała dziewczyna, która zawsze mówi prawdę, Bruce to wcielenie współczesnego Narcyza, Irene - zbzikowana na punkcie teorii psychologicznych matka, która "testuje" je na swoim genialnym synu Bertiem. Poza tym w powieści znajdziemy też psa ze złotym zębem i jego ekscentrycznego właściciela...
Nie ukrywam jednak, że to, co najbardziej mnie w tej powieści zainteresowało to fakt, że początkowo była ona drukowana w odcinkach. Autor twierdzi, że to właśnie miało wpływ na jej ostateczny kształt. Powieść w odcinkach rządzi się bowiem własnymi prawami. Każdy odcinek musi mieć zawierać w sobie coś mocnego, co przykuje uwagę i co sprawi, że nie zacznie się czytać artykułu na stronie obok. No i będzie się chciało zajrzeć następnego dnia po więcej - więc i zakończenie musi być intrygujące - prawie jak w serialu :)
Dlatego też uważam, że "44 Scotland Street" powinny koniecznie przeczytać osoby, które chciałaby sprawdzić swoich sił w krótszych formach. Alexander McCall Smith pokazuje, jak to się robi, a ja świetnie się bawiłam wyłapując myśli przewodnie i "pętelki" tworzone przez autora, które rozsupływał kilka odcinków dalej. Bardzo miła rzecz do poduszki i herbatki :)
A. McCall Smith, 44Scotland Street, wyd. MUZA, Warszawa 2010, s. 311.
Też się sporo o tej książce naczytałam, ale nie wiedzieć czemu, odniosłam wrażenie, że to powieść raczej ponura. Ty mi to wrażenie rozwiałaś, więc zapewne się za "44 Scotland Street".:)
OdpowiedzUsuńWcale nie jest ponura, przeciwnie :) Gdybym miałam określić ją jednym słowem to było by to słowo "sympatyczna" - bo dokładnie taka mi się wydaje :)
OdpowiedzUsuńO,brzmi bardzo ciekawie i tak, słowo sympatycznie jest bardzo odpowiednie. Kiedy pierwszy raz zetknęłam się z tą książką, opis jej jakoś mnie nie przyciągnął. Jak to dobrze, że istnieją blogi z recenzjami ;). Kiedyś po nią sięgnę na pewno :). Pozdrawiam (wpadam często na Twojego bloga, po czym nigdy się nie odzywam ;)).
OdpowiedzUsuńJa na gąsiennicowego bloga także często zaglądam, a przyczyna tego, że siedzę cicho jest prosta: nie znam większości książek, o których pisze :) No: z wyjątkiem "Dziecka piątku" i kilku innych :)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie nie ponura!! :) Ja również ją zachwalam na blogu. A o psie ze złotym zębem zapomniałam- świetny wątek.
OdpowiedzUsuń:) Fajnie. Ciesze się ze książka przede mną :)
OdpowiedzUsuńBalianno - u Ciebie na blogu czytałam o tej książce kilka dni temu :)
OdpowiedzUsuńMary - zazdroszczę, a sama czekam na ciąg dalszy, który wkrótce ma się ukazać :)
Przede mną też, co mnie niezmiernie cieszy. I też już się o niej troszkę naczytałam :)
OdpowiedzUsuńMoreni, oczywiście, że nie jest ponura - to naprawdę pełna ciepła powieść :)
OdpowiedzUsuńSkarletko, masz rację, też lubię ten motyw. Dlatego wciąż rozglądam się za tego typu książkami.
Mnie też zainteresowałaś, chociaż gdzieś iskierka zaciekawienia rozbłysła przy innych recenzjach. Ostatni akapit wiele mówi, dlaczego powinnam ją przeczytać (a ja zaczynam czytać socjopatę ;)).
OdpowiedzUsuńtak jak i Ty naczytałam sie pozytywnych recenzji, ale Twoja opinia, że tak powiem: zdecydowała o totalnej chęci przeczytania książki:) i już odpisuję na email:)
OdpowiedzUsuń