Strony

poniedziałek, 12 lipca 2010

O kobiecie, która nie chciała być starszą panią (Kuchnia Franceski - Peter Pezzelli)


Pozostając w strefie związanej w kuchnią i kulinariami, z wielką przyjemnością rozpoczynam tydzień od recenzji książki "Kuchnia Franceski". A piszę "z przyjemnością", ponieważ to bardzo przyjemna książka :)

Napis na okładce, tuż pod tytułem głosi: "Poczuj atmosferę słonecznej Italii". Od razu pomyślałam sobie, że będzie to książka z popularnego nurtu "zostawiała wszystko i odnalazła sens życia we Włoszech". Otóż nie tym razem.

Główną bohaterką "Kuchni Franceski" jest, jak można się łatwo domyślić, Franceska. Franceska jest kobietą starszą, jej dorosłe dzieci nie mieszkają już z nią, a ona coraz bardziej ubolewa nad tym, że z racji wieku jest mniej aktywna i coraz bardziej wycofuje się z życia. Z drugiej jednak strony Franceska nie jest zramolałą staruszką, o nie! Regularnie jeździ do biblioteki, poszerza swoją wiedzę z zakresu sztuki i uczy się... wietnamskiego. Gdy jednak okazuje się, że to nie wystarcza, decyduje się podjąć pracą w charakterze niani. Zaczyna opiekę nad dwojgiem dzieci, a ta na początku wcale nie przedstawia się pięknie.

I w tym momencie ktoś może zapytać: no dobrze, a gdzie obiecywana "atmosfera słonecznej Italii", skoro akcja rozgrywa się w mroźnej Nowej Anglii? Otóż Franceska ma włoskie korzenie i świetnie opanowała włoską kuchnię. Dzieciaki, którymi się zajmuje, jedzą głównie jedzenie na wynos, gdyż ich zapracowana matka nie ma czasu ani ochoty na gotowanie. Franceska, przygotowując im posiłki, uczy rozmawiać przy wspólnym stole, pokazuje, że jedzenie służy czemuś więcej, niż tylko zaspokojeniu głodu. W ten sposób rodzi się przyjaźń, która zmienia życie co najmniej pięciu osób.

Wielkim zdziwieniem był dla mnie fakt, iż książkę o kuchni, gotowaniu, tworzeniu się więzi, pełną zapachów bazylii i pomidorów, napisał mężczyzna. Przestało mnie to dziwić, gdy trafiłam na taką wypowiedź autora:


Dom jest bardzo szczególnym miejscem, a kuchnia jest sercem każdego domu. To tutaj człowiek kieruje swoje pierwsze kroki po powrocie z pracy lub szkoły. Co może być przyjemniejszego od chwili, gdy przekraczasz próg po ciężkim dniu i czujesz smakowity zapach jedzenia. Na lodówce wiesza się zabawne zdjęcia rodzinne, zostawia krótkie liściki albo przypomnienia, niektórzy wywieszają też rysunki swoich dzieci. W kuchni jest coś ciepłego i magicznego, czemu trudno się oprzeć. Proszę zwrócić uwagę, jak chętnie na domowych przyjęciach goście gromadzą się w kuchni. To zazwyczaj centrum zdarzeń. A co do roli jedzenia w moich powieściach, to zawsze uważałem je za coś, co nas zbliża. Jedzenie jest językiem uniwersalnym. Wspólne przygotowywanie i spożywanie posiłku może być wyrazem głębokiej miłości, sympatii i przyjaźni. Nieważne, jak prosty jest posiłek, najważniejsze, że spotyka się przy nim cała rodzina. Poza tym ja po prostu kocham jeść!


I to mówi facet! Czy muszę dodawać, że zapałałam do niego spontaniczną miłością, podobną do tej, jaką jakiś czas temu obdarzyłam Julię Child :)?

Polecam "Kuchnię Franceski" - może nie do końca za obiecywaną "atmosferę słonecznej Italii", ale ze względu na główną bohaterkę. Franceska to kobieta z charakterem, która odważnie wprowadza w swoim spokojnym życiu zmiany zamiast czekać, aż to przesypie jej się przez palce. A ja właśnie takie odważne kobiety, rzucające wyzwanie otoczeniu, lubię. A jeśli w dodatku potrafią gotować, to już więcej do szczęścia mi nie trzeba :)

I z niecierpliwością czekam na "Lekcje włoskiego" tegoż autora, które wkrótce mają się ukazać!

P. Pezzelli, Kuchania Franceski, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010, s. 378.

14 komentarzy:

  1. U mnie w domu wszystkie imprezy zawsze kończyły sie w kuchni więc pan ma rację:) A propos, gdzie są mężczyźni, którzy potrafią zrozumieć magię kuchennych zgomadzeń?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Brownies: http://lifemorethanordinary.blogspot.com/2010/06/brownies.html :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tusieńko - u mnie też tak było i jest :) A że tych mężczyzn jest niewielu, dlatego tak bardzo urzekł mnie Peter Pezzelli :)

    Dziękuję za przepis! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię kuchnię i gotowanie, uwielbiam Italię i baaardzo lubię kobiety, które nie siedzą z założonymi rękami.
    Podoba mi się Twoja recenzja i podoba mi się to co piszesz o głównej bohaterce.
    Już szukam tej książki!
    Dziękuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Florentyno - dziękuję za miłe słowa :) Franceska rzeczywiście jest świetną kobietą: daleko jej do stereotypu polskiej emerytki i bardzo spodobało mi się jej podejście do życia :) A mogę jeszcze dodać, że ma świetne koleżanki "surfujące po komputerze" :))))

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ kulinarnie u Ciebie ostatnio! :) Lato ze świeżymi warzywami i owocami sprzyja eksperymentom kuchennym chyba. Choć z drugiej strony, w upalne dni stanie przy kuchni nie należy do najmilszych ;)
    Kuchnia jako serce domu kojarzy mi się z Borejkami u Musierowicz - choćby 'goła' herbatka, ale w gronie najbliższych, przy wspólnym stole. Czyli jest to prawda znana pod każdą szerokością geograficzną :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Książka wydaje się świetna. W sumie słońca mamy za dużo, więc jego niedostatki w tej książce mi nie powinny przeszkadzać ^^.

    A tak w ogóle dostałam się na oba kierunku studiów - chciałaś,żebym się pochwaliła, więc się chwalę ;).

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam do letniego łańcuszka blogowego. Szczegóły u mnie. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Oglądałam tę książkę w empiku i zastanawiałam się nad nią, a teraz dzięki Tobie wiem, że warto po nią sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekałam na recenzję tej książki, bo właśnie też bałam się, że będzie to kolejna pozycja typu "ostawiała wszystko i odnalazła sens życia we Włoszech". Cieszę się, że tak nie jest i pewnie prędzej czy później się na nią skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Maioofko - ja się zastanawiam, czy nie założyć bloga kulinarnego i tam dać wyraz swojej "odkurzonej" pasji, bo niedługo wyjdzie na to, że piszę więcej o jedzeniu niż książkach :) A skojarzenie z Borejkami oczywiście też miałam - i teraz próbuję sobie przypomnieć, jak się nazywały paluszki, które piekła Ida. Paluszki Aspazji?

    Alino - gratuluję i cieszę się razem z Tobą :) Ciekawe, co wybierzesz.. :)
    Poza tym także nie sądzę, aby brak upałów w książce był jakimś minusem, zwłaszcza teraz :)

    Agussiek - dzięki! Przyłączę się :)

    Eireann - warto, jeśli lubi się tak kuchenno - rodzinny klimat :)

    Izusr - to zdecydowanie nie ten typ i nie ten schemat, chociaż o książce z pewnością można powiedzieć, że jest ciepłą lekturą z pozytywnym przesłaniem.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Książka zapowiada się całkiem przyjemnie, więc być może w najbliższym czasie do niej zajrzę.

    Serdecznie zapraszam do siebie.
    www.recenzje-leny.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Mmmm, sama przyjemność, taka lektura!
    Sama uwielbiam gotowanie - jestem samoukiem i sprawia mi to przeogromną frajdę! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Leno - dzięki za kontakt! :)

    Futbolowa - to ja mam podobnie: sama testuję przepisy i coraz większą radochę mi to sprawia :)

    OdpowiedzUsuń