A już myślałam, że nie skończę czytać tej książki... Poczytywałam ją sobie wczoraj przed snem, a dzisiaj rano... zniknęła. W stosiku nie ma, na biurku nie ma, pod łóżkiem nie ma, w kuchni nie ma... Jakaś godzinę temu, tknięta nagłym przeczuciem poszłam na balkon i zguba się znalazła: musiałam ją zgarnąć rano razem z pościelą do wietrzenia... i tak mi się książka przewietrzyła :)
Po tej "dramatycznej" historii mogę przejść do napisania recenzji "Ptaka" autorki, której imienia nie potrafię wymówić. I dalej będzie nie mniej dramatycznie, tyle, że już serio.
Książka koreańskiej pisarki opowiada bowiem o dzieciach krzywdzonych przez najbliższych, a obok takiej tematyki chyba nikt nie potrafi pozostać obojętnym.
Rodzeństwo U-il i U-mi opuszcza matka, która nie mogła znieść sposobu, w jaki traktował ją ojciec dzieci. Była bita i poniżona - wszystko to na oczach maluchów. Kiedy kobieta zostawia rodzinę, ojciec nie jest w stanie sam zająć się dziećmi i te pomieszkują u krewnych. Potem na krótko zamieszkuje z nimi kolejna kobieta, ale i ona ucieka. Dzieci zostają same, zdane tylko na siebie. Pozornie nie dzieje się nic złego: czekają na ojca, który jest gdzieś daleko i zarabia dla nich pieniądze. Ojciec jednak nie wraca...
U-mi czuje się odpowiedzialna za młodszego brata i stara się zastąpić mu matkę i ojca jednocześnie. Polega to na tym, że w ramach wychowania poniża go i bije. Chłopiec zaś dość szybko uczy się spędzać czas z dala od siostry, z dzieciakami, które uciekły z domu.
Rodzeństwo mieszka otoczone ludźmi, chodzi do szkoły, ma przyznaną opiekunkę socjalną - więc niby wszystko jest w porządku. O tym, że nie jest, dowiadujemy się tylko ze sposobu, w jaki U-mi przemawia do brata, z jej wspomnień i przemyśleń - a więc z tych rzeczy, których na pozór nie widać. U-il nie krzyczy, kiedy siostra go maltretuje, ale cisza, jaka panuje w mieszkaniu dzieci nie oznacza niczego dobrego...
Pisałam już przy okazji "Zaproszenia na kimchi", że znawczynią literatury koreańskiej nie jestem, ale to, co rzuciło mi się oczy to fakt, że przedstawiona fabuła spokojnie mogłaby się rozegrać na naszym polskim podwórku, gdzie "nikt nic nie widział, nikt nic nie wie". Nie powiem tu nic odkrywczego, ale najwidoczniej los porzuconych dzieci jest wszędzie taki sam, niezależnie od szerokości geograficznej. Całość staje się jeszcze bardziej dramatyczna przez zastosowaną narrację: prowadzi ją dwunastoletnia U-mi.
Nie do końca tylko zrozumiałam, czemu miały w książce służyć opisy tytułowego ptaka, który żył zamknięty w klatce... dla mnie jest to oczywisty symbol uwięzienia, zamknięcia i niemożności rozwinięcia skrzydeł... ale czy tylko? Niepewność ta będzie dla mnie zachęta, by jeszcze kiedyś sięgnąć po tę książkę, może wtedy uda mi się dostrzec więcej sensów.
Oczywiście zachęcam do lektury, chociaż zdaję sobie sprawę, że książka ta lepiej współgrałaby z jesienno - zimowym nastrojem, kiedy chętniej sięga się po książki trudne i skłaniające do refleksji.
Oh Jeonghiu, Ptak, wyd. Kwiaty Orientu, Skarżysko-Kamienna 2010, s. 136.
Bardzo ciekawie przedstawiłaś książkę. Rzadko lubię czytać taką tematykę , bo niezmiernie mnie męczy, ale chyba dla tej ksiażki zrobię wyjątek.
OdpowiedzUsuńW sumie to byłabym ostrożna pisząc, że matka odchodzi, bo nie może znieść tego, jak mąż ją traktował. Nie wiadomo bowiem do końca, czy matka odeszła, bo chciała, czy też odeszła, bo umarła skatowana przez męża (wszak to tatuś pomalował mamie twarz, gdy spała, i jej dusza nie mogła wrócić do ciała - że tak posłużę się tokiem rozumowania U-mi i U-ila).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!:)
Kolmanko - ja dość często zarzekam się, że na jakiś czas robię sobie przerwę od od takich tematów, a potem i tak po tego typu książki sięgam. Hmm... :)
OdpowiedzUsuńLitero - zgadzam się. Słowo "odeszła" może tu być wieloznaczne: "odeszła", czyli zmarła lub "odeszła", to znaczy opuściła rodzinę. W książce nie jest to wyjaśnione, ja jednak skłaniam się ku tej drugiej hipotezie.
Ciężka tematyka na tak gorące dni... mimo wszystko, w troszke chłodniejsze dni, sięgne po tą historię, bo niesamowicie mnie zaciekawiła (choć wiem, że pełna jest smutku i niepewności..)
OdpowiedzUsuńHm, z tymi opisami ptaka w klatce to nie jest aż tak prosto, jak mogłoby się wydawać. Klatka jest ambiwalentnym symbolem - z jednej strony ptak to wolność, a klatka to ograniczenie (mówiąc w skrócie - przepraszam za skróty myślowe^^''), ale np. dla słabych ptaków czy tych wychowanych od pisklęcia w niewoli klatka staje się swoistym domem, azylem, substytutem bezpieczeństwa. Dodatkowo ów ptak krzyczy - nie tyle śpiewa, ile krzyczy. To też osobliwe zachowanie. Można pokusić się o zestawienie reakcji ptaka z zachowaniem i słowami U-mi i U-ila. Oczywiście, rozważania na ten temat można pociągnąć dalej, dalej, dalej ; )
OdpowiedzUsuń"Ptak" jest też osobliwym symptomem tego, co zaszło w Korei, wszak Korea Południowa to teraz jeden z najprężniej rozwijających się krajów, ale wciąż społeczeństwo koreańskie silnie podzielone jest na bogatych i bardzo biednych, ubogich. A jak się zwrócić uwagę na dwudziestowieczną historię Korei oraz wpływ wielu religii czy doktryn (w tym szczególnie wpływ Konfucjusza), to też wiele rzeczy stanie się jaśniejszych, oczywistszych, klarowniejszych (chociaż zawsze pozostanie wiele wątpliwości, gdyż to zupełnie inna kultura niż nasza).^^'
Niezwykle ciekawe, z punktu widzenia np. socjologicznego, są przemiany zachodzące w koreańskim społeczeństwie i częściowo widać to w "Ptaku" (choćby przyjęcie religii katolickiej, które w Korei przybrało formę niemal sekty - tu w znaczeniu: odłam). Ups, się rozpisałam - wybacz^^'''
Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu inspirujących wycieczek w koreański świat literatury xD
Kolejny raz zainteresowałaś mnie literaturą, z którą nie miałam nigdy styczności. Niby letni nastrój nie współgra z tak trudną tematyką, ale chyba łatwiej byłoby mi ją przeczytać jednak teraz...
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie, nawet bardzo. Tym bardziej, że koreańskiej książki nigdy nie czytałam ;) A mnie to chyba akurat wszystko jedno, czy ciężkie pozycje czytam latem, czy zimą.
OdpowiedzUsuńA ja nie wiedziałam, co napisać. Książki nie czytałam i dziwnie czuję, że wolałabym jej nie czytać, ale jednak pewnie kiedyś to zrobię.
OdpowiedzUsuńJakoś mnie przeraża powaga tej książki. A poza tym nie jestem wielką fanką literatury azjatyckiej. Nie czuję jej,nie umiem identyfikować się z jej bohaterami, a co za tym idzie bardzo często nie rozumiem ich postępowania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
PS. W zeszłym tyg. wysłałam Różę i Kły. Dotarły?
o jejjjjjjku Skarletko, ale mam nadrabiania w czytaniu Twoich receznji ... z miłą chęcią zaraz do nich zasiądę, bo już wypatrzyłam takie cacko jak książka Nabokova :)
OdpowiedzUsuńCoś długo nie ma już wiadomości od naszej Skarletki, jak nigdy:(
OdpowiedzUsuńImantro - właśnie zrobiło się chłodniej :)
OdpowiedzUsuńOwarinaiyume - wypada mi tylko podziękować za ten komentarz, co też czynię: dziękuję :)
Futbolowa - a warto! :)
Ultramaryno - ja dochodzę do wniosku, że mnie to w sumie też większej różnicy nie robi :)
Alino - :)
Tusieńko - ja fanką nie byłam i trudno powiedzieć, że po kilku książkach nią jestem, ale dotychczasowe książki, które czytałam, bardzo mi się podobały.
Wszystkie książki dotarły, zaraz napiszę maila do Ciebie :)
Virginio - miłej lektury! :)
Patrycjo - oto jestem! :)