Pozostając w klimacie szpitali i chorób, napiszę o książce, którą skończyłam czytać dwie minuty temu.
"Zapach malin" Mariki Krajniewskiej to opowieść o tym, jak w wyniku jednego niefortunnego upadku (a właściwie "spadku" z drabiny) może zmienić się całe życie.
Irena jest, a w zasadzie była, młodą kobietą, która poza karierą nie wyobraża sobie życia. Nie przebiera też w środkach, aby wspiąć się jak najwyżej w korporacyjnej hierarchii. Trzeba się z kimś przespać? Nie ma sprawy, nieważne, że mąż czeka. Trzeba podłożyć nogę koleżance? A co tam! I tak by pewnie żyła sobie dalej, gdyby któregoś dnia nie znalazła się w szpitalu, mogąc poruszyć jedynie palcem, na którym jeszcze znajduje się ślad po obrączce i mężu, którego wyprosiła ze swojego życia...
Autorka część swojej opowieści snuje z bardzo ciekawej perspektywy: mianowicie perspektywy ciała unieruchomionego na łóżku. Wokół Ireny, którą można porównać do lalki, krąży kilka osób, które także stają się bohaterami tej historii.
Jest więc pielęgniarka, która traci syna w wypadku, "w zamian" jednak zyskuje czworo "nowych", adoptowanych dzieci. Ona chyba jako jedyna potrafi dopatrzeć się w sytuacji Ireny czegoś pozytywnego: jakby nie było, kobieta żyje, podczas gdy jej syna nakryto czarnym, plastikowym workiem. I nie ukrywam, że tę postać obdarzyłam największą sympatią: za swoje niewzruszone czynienie tego, co w jej mniemaniu właściwie.
Jest też Sebastian, który czyta Irenie dziennik jej prababki, pisany w oblężonym Leningradzie, gdzie rozgrywa się dramat walki o życie, nie tyle własne, co dziecka...
No i wreszcie są inne osoby: mąż, matka i babka Ireny, których ta nigdy nie potrafiła kochać, a o których nie może przestać myśleć, przykuta do szpitalnego łóżka.
Czytając "Zapach malin" miałam nieodparte skojarzenie z filmem "Motyl i Skafander", którego bohater także został uwięziony we własnym ciele. Myślałam też o moim ulubionym "Czasie, który pozostał" i "Pora umierać" - bo we wszystkich tych dziełach bohaterowie przed śmiercią dochodzili do wniosku, że, a jakże!, najważniejsza jest miłość i drugi człowiek. Tutaj jednak można mówić o happy endzie: Irena nie umiera, Irena ma czas, aby naprawić wszystko, co zniszczyła przez swój egoizm, ignorancję i obojętność.
Temat, jaki wybrała sobie autorka nie należy do łatwych. Z jednej strony bowiem można popaść w sentymentalizm i moralizatorstwo, z drugiej zaś chyba nie chciałabym czytać "naturalistycznej" książki o podobnej treści. Tymczasem czytałam z rosnącą nadzieją, że "prawdziwe" życie, chociaż na wózku, jeszcze przed bohaterką - i taki wydźwięk tej powieści bardzo przypadł mi do gustu.
M. Krajniewska, Zapach malin, wyd. Papierowy Motyl, Warszawa 2010, s. 199.
***
W ciągu najbliższych dni postanowiłam całkowicie zmienić klimat swoich lektur i będę czytać książki pisane z pasją i o pasji. Mam nadzieję, że pierwsza odsłona już jutro :)
"Zapach malin" Mariki Krajniewskiej to opowieść o tym, jak w wyniku jednego niefortunnego upadku (a właściwie "spadku" z drabiny) może zmienić się całe życie.
Irena jest, a w zasadzie była, młodą kobietą, która poza karierą nie wyobraża sobie życia. Nie przebiera też w środkach, aby wspiąć się jak najwyżej w korporacyjnej hierarchii. Trzeba się z kimś przespać? Nie ma sprawy, nieważne, że mąż czeka. Trzeba podłożyć nogę koleżance? A co tam! I tak by pewnie żyła sobie dalej, gdyby któregoś dnia nie znalazła się w szpitalu, mogąc poruszyć jedynie palcem, na którym jeszcze znajduje się ślad po obrączce i mężu, którego wyprosiła ze swojego życia...
Autorka część swojej opowieści snuje z bardzo ciekawej perspektywy: mianowicie perspektywy ciała unieruchomionego na łóżku. Wokół Ireny, którą można porównać do lalki, krąży kilka osób, które także stają się bohaterami tej historii.
Jest więc pielęgniarka, która traci syna w wypadku, "w zamian" jednak zyskuje czworo "nowych", adoptowanych dzieci. Ona chyba jako jedyna potrafi dopatrzeć się w sytuacji Ireny czegoś pozytywnego: jakby nie było, kobieta żyje, podczas gdy jej syna nakryto czarnym, plastikowym workiem. I nie ukrywam, że tę postać obdarzyłam największą sympatią: za swoje niewzruszone czynienie tego, co w jej mniemaniu właściwie.
Jest też Sebastian, który czyta Irenie dziennik jej prababki, pisany w oblężonym Leningradzie, gdzie rozgrywa się dramat walki o życie, nie tyle własne, co dziecka...
No i wreszcie są inne osoby: mąż, matka i babka Ireny, których ta nigdy nie potrafiła kochać, a o których nie może przestać myśleć, przykuta do szpitalnego łóżka.
Czytając "Zapach malin" miałam nieodparte skojarzenie z filmem "Motyl i Skafander", którego bohater także został uwięziony we własnym ciele. Myślałam też o moim ulubionym "Czasie, który pozostał" i "Pora umierać" - bo we wszystkich tych dziełach bohaterowie przed śmiercią dochodzili do wniosku, że, a jakże!, najważniejsza jest miłość i drugi człowiek. Tutaj jednak można mówić o happy endzie: Irena nie umiera, Irena ma czas, aby naprawić wszystko, co zniszczyła przez swój egoizm, ignorancję i obojętność.
Temat, jaki wybrała sobie autorka nie należy do łatwych. Z jednej strony bowiem można popaść w sentymentalizm i moralizatorstwo, z drugiej zaś chyba nie chciałabym czytać "naturalistycznej" książki o podobnej treści. Tymczasem czytałam z rosnącą nadzieją, że "prawdziwe" życie, chociaż na wózku, jeszcze przed bohaterką - i taki wydźwięk tej powieści bardzo przypadł mi do gustu.
M. Krajniewska, Zapach malin, wyd. Papierowy Motyl, Warszawa 2010, s. 199.
***
W ciągu najbliższych dni postanowiłam całkowicie zmienić klimat swoich lektur i będę czytać książki pisane z pasją i o pasji. Mam nadzieję, że pierwsza odsłona już jutro :)
Od razu spodobał mi się tytuł. Czy w książce jest jakieś jego wyjaśnienie? Potem następny rzut oka na okładkę - bardzo ładna, z klimatem. I moja ulubiona czcionka. Historia też wydaje się być ciekawa. Punkt widzenia kobiety, która jest unieruchomiona... Nie widziałam czegoś takiego.
OdpowiedzUsuńAlino, jest wyjaśnienie, ale to jedna z tajemnic tej książki, której nie zdradzę :)
OdpowiedzUsuńpodobnie jak Alina najpierw zauroczyłam się tytułem, następnie tą skromna ale urzekającą okładką, a teraz jeszcze opis treści przedstawiony przez Ciebie i jestem ugotowana:)
OdpowiedzUsuńKaś, dodam Ci jutro "bonus" do paczki :)
OdpowiedzUsuńSkoro jest, to bardzo dobrze :). Przeczytam ją, jak tylko uda mi się dostać w ręce :).
OdpowiedzUsuń:))))) ugotowana i ucieszona jak pijany zając:) dziękuję:) z góry:) właśnie skrobię do Ciebie email:)
OdpowiedzUsuńAlino - polecam, ciekawa tematyka przedstawiona w ciekawy sposób :)
OdpowiedzUsuńKaś - :)
Tematyka mi bliska, niestety kurcze, bo jak mówi bohaterka z "33 sceny z życia" chciałoby się znowu być dzieckiem, z mamą, tatą i siostrą, ale to nie wróci...kiedyś się zapiszę u ciebie na tę książkę:)
OdpowiedzUsuńKiedyś mój kolega, który miał wypadek na motocyklu i później był unieruchomiony przez pół roku, powiedział mi że do chwili wypadku nie zdawał sobie sprawy że w ogóle ma ciało. Dopóki ono nas nie ogranicza, chyba w ogóle nie myślimy o sobie jako o zlepku mięsni, żył i krwi. Książka o której piszesz przypomina mi trochę historię Moniki Kuszyńskiej z Varius Manx, z która wywiad ostatnio oglądałam. Mozna miec wszystko, a w jednej sekundzie stać się bezwolnym ciałem. Ciekawa jestem tej książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
P.S. Melduję, że przesyłka już w domu. Dziękuję:))))
Ciekawa książka, zanotuje sobie tytuł i przy najbliższej okazji przeczytam :)
OdpowiedzUsuńAlino - polecam :)
OdpowiedzUsuńPani La Mome - oj, chciałby się...a takich chwil, których się nie wróci jest niestety, coraz więcej.
A zapis na książkę chętnie przyjmę :)
Tusieńko - Twój kolega miał rację: dopóki coś nie zaczyna nam nie przeszkadza, to nie zdajemy sobie sprawę, że to mamy. Ja np. fakt, że mam sprawne nogi zauważam na ogół wtedy, gdy biegnę na autobus i zdążę dobiec, a obecność pleców zaczęłam dostrzegać, gdy zaczęły mnie boleć, heh.
Cieszę się, że książka dotarła :)
Aneto - polecam, fabuła na pewno daje do myślenia i raczej szybko o tej książce nie zapomnę.
Też miałam spytać , czy tytuł książki został wyjaśniony:) Książka faktycznie, wydaje się ciekawa. Chociaż czasami ciężko mi się czyta, kiedy poruszane za "delikatne" tematy. Zawsze wtedy chodzę po świecie, jakby nad moją głowa wisiała wielka, deszczowa chmura:)
OdpowiedzUsuńHm, tematyka ciekawa, jak mi się wydaje, ale chyba nie jest to odpowiedni czas na tego typu lektury. Może kiedyś.
OdpowiedzUsuńZa to bardzo mnie ciekawi, co to za książki pisane z pasją i o pasji.:)
Mi się odrazu nasunęło skojarzenie z "Cholerną ciszą", którą z całego serca polecam! A po "Zapach malin" też na pewno chętnie sięgnę, jak tylko ją gdzieś dorwę :)
OdpowiedzUsuńMam podobnie jak Moreni - książka mnie zaciekawiła, ale zupełnie nie pasuje mi na dany moment mego życia. Jednak odnotuję sobie tytuł i może kiedyś znajdzie się na nią odpowiedni czas :)
OdpowiedzUsuńA ja też od razu mam skojarzenie z filmem "Motyl i skafander", który bardzo mnie poruszył.
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaje się mądra i pozytywna, szczególnie, że Irena ma czas naprawić swoje błędy - każdy powinien dostać od losu drugą szansę.
"Motyl i skafander" powstał na kanwie książki, pamiętam że taką czytałam. I nie wiem czy chciałabym więcej tak trudnych emocji...
OdpowiedzUsuń