wtorek, 23 lipca 2013

No future! (Koniec punku w Helsinkach - Jaroslav Rudis)

Tytuł Koniec punku w Helsinkach
Autor: Jaroslav Rudis
Wydawnictwo: Czeskie Klimaty
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 293

Koniec punku w Helsinkach - kolejna książka, która musiała odleżeć swoje na półce, gdyż po kilku stronach stwierdziłam, że niby jest niezła, ale jakoś nie mam na nią nastroju. A potem, gdy zostało 10 stron do końca, było mi szkoda, że to już i że na drugą część tej powieści raczej nie ma co liczyć.

Ole ma 40 lat i kiedyś był punkiem. Razem z kolegą założył punkową kapelę Automat, chociaż żaden z nich tak naprawdę nie potrafił grać. Ale przecież w punku nie o to chodzi. Punk to hałas i bunt, punk to idea i styl życia. Tylko... cóż z tego zostaje po latach? Fakt, czterdziestoletni Ole prowadzi bar, w którym wolno palić, gdzie serwuje sie solankę i gdzie matki z wózkami nie mają wstępu. Z drugiej jednak strony prowadzi całkiem wygodne życie, zalicza kolejne panienki, w końcu zaś chce już tylko spokoju. Tyle zostało z jego buntu.

Historia Olego przeplatana jest dziennikiem zbuntowanej punkówy, która dorasta w Czechosłowacji. Hasło "no future" może traktować dosłownie: po wywaleniu ze szkoły jej przyszłość raczej nie wygląda zbyt wesoło, dodatkowo gdzieś z tyłu głowy ma świadomość, że mieszka w strefie skażonej przez Czarnobyl, czego konsekwencje trudno jest przewidzieć.

Dziewczyna "ma wywalone" na wszystko: nie czuje żadnego związku ze swoim krajem, z rodziną tylko mieszka, a chłopak, dla którego zrobiłaby wszystko, raz ją kocha, a raz chyba kocha - tak sama pisze w swoim dzienniku. 

Te dwie postaci łączy więcej, niż na początku czytelnik zdaje sobie sprawę. Dziewczyna, której dziennik poznajemy, to taki trochę Ole z lat młodości. Z drugiej strony patrząc na Olego, młodej punkówy zrobiło mi się po prostu szkoda...

Koniec punku w Helsinkach jest książką nostalgiczną, ale w żaden sposób nie przygnębia - osławiony czeski humor i tu dochodzi do głosu. Wokół knajpy Olego kręcą się różni ludzie, jednak tych z jego pokolenia jest już coraz mniej i właściwie trudno powiedzieć, co się z nimi stało. Dlatego ogromne wrażenie zrobiła na mnie scena, kiedy Ole ogląda stare filmy pornograficzne zastanawiając się, jak potoczyły się losy ludzi, którzy w nich grali. Sam Ole bowiem sprawia wrażenie postaci z dawnej epoki, która nijak nie potrafi odnaleźć się we współczesności.

Bardzo dobre podsumowanie tej powieści napisał Jarosław Czechowicz, autor bloga Krytycznym Okiem. Dlaczego takiej książki nie wydał jeszcze żaden polski autor? Takiej, gdzie o niełatwej przeszłości mówiłoby się z humorem, niemalże ciepło? Jaroslav Rudis pokazuje, że naprawdę jest to możliwe.

czwartek, 18 lipca 2013

Klasyki się nie recenzuje, ale... (Misery - Stephen King)

Tytuł: Misery
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 367

Klasyki się nie recenzuje - takie zdanie często słyszałam na studiach i całkowicie się z nim zgadzam. Nie wyobrażam sobie, żeby pisać recenzję np. Lalki (kocham!) czy Potopu (nie przebrnęłam). Podobny problem miałam też z Misery Kinga. Książkę wydano w 1987 roku, na jej podstawie powstał film z fenomenalną Kathy Bates w roli szalonej Annie Wilkes.

Misery jest jedną z tych pozycji, o której sporo wiedziałam, zanim jeszcze po nią sięgnęłam. Ot, ktoś o niej mówił, przeczytałam gdzieś recenzję filmu, rzuciła mi sie w oczy na bibliotecznej półce - podejrzewam, że być może sporo osób też tak z tą książką ma.

I tak naprawdę miałam o niej nie pisać, chociaż być może nie jest to "klasyka" w potocznym rozumieniu tego słowa.

Z drugiej jednak strony... jest to jeden z najlepiej napisanych thrillerów, jakie czytałam. To niesamowite, jaki efekt można uzyskać, ograniczając liczbę bohaterów w zasadzie do dwóch osób,  a miejsce akcji do jednego pokoju. To niesamowite, że przez ponad 350 stron można pisać z perspektywy człowieka unieruchomionego w łóżku, oszołomionego środkami przeciwbólowymi... i ani przez moment nie nudzić! I wreszcie: to niesamowite, że czytając tę książkę, w której tak naprawdę przez większość czasu niewiele się działo, miałam wypieki na twarzy i poszłam przez nią spać dużo później niż zwykle. 

Świetna rzecz, naprawdę polecam! 

środa, 17 lipca 2013

I love books! (I)

Ostatnio więcej działam, niż myślę... więc niewiele myśląc inicjuję nowy, środowy cykl na blogu :)

I love books! jest odpowiednikiem tego, co robię na moim drugim blogu, w każdy poniedziałek (po szczegóły zapraszam TU). Czyli: będzie o inspirujących blogach, o nowościach książkowych, o książkach, które właśnie czytam albo czytałam kiedyś, o pisarzach, o pisaniu, o wszystkim, co w jakiś sposób wiążę się z książkami i co mnie kręci :)

Drogi odwiedzający! Znalazłeś coś/kogoś ciekawego, związanego z książkami/czytaniem? Założyłeś bloga i chcesz się nim pochwalić? Organizujesz fajny konkurs? Napisz mi o tym: slowoczytane@gmail.com. Chętnie przekażę info dalej własnie w środę :)

A zatem: START! :)

Właśnie przeczytałam:


Bardzo przyjemna książka o tym, jak zerwać z bylejakością.

Właśnie czytam:


I pomyśleć, że jeszcze dwa lata temu PWN kojarzył mi się tylko z encyklopediami... Głupia ja! :)

Chcę przeczytać:


Nowe wydanie książki o Jane, którą czytałam wieki temu (ręka do góry: która z was też zadurzyła się panu Rochesterze?). Nabrałam ogromnej ochoty, żeby sobie tę powieść odświeżyć. 

Ciekawe na blogach:

- blog, dzięki któremu dowiaduję się o książkach, o których w inny sposób bym sie pewnie nie dowiedziała. No i niezmiennie irytuje mnie systematyczność i wysoki poziom tekstów autorki :)
Zapraszam na stronę A to książka właśnie!  Naprawdę warto!

- chociaż Martyny Wojciechowskiej od jakiegoś czasu jest wszędzie dużo (za dużo!), to na tę książkę mam ochotę się skusić. Recenzja Dzieciaków świata u Pauliny - KLIK.

- Karolina wyprzedaje książki. Za pół ceny! :) KLIK

- któremu pisarzowi składamy życzenia w sierpniu? A może zamiast życzeń... przeczytajmy którąś z książek sierpniowych jubilatów? Lista tutaj - KLIK.

- smażing i leżing - Dominika o zjawisku, które i mnie zaczyna powoli wkurzać - KLIK

Wygraj książkę:

- o jodze, na portalu dlalejdis.pl - KLIK
- coś dla miłośników ostrego grania na blogu Klaudyny - KLIK
- pikantną na stronie Czarnej Owcy - KLIK

Miłego! :)

poniedziałek, 8 lipca 2013

W tej książce możliwe jest wszystko! (Rytuał babiloński - Tom Knox)

Tytuł: Rytuał babiloński
Autor: Tom Knox
Wydawnictwo: Rebis (dziękuję!)
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 390

Tytułem wstępu: jestem strachliwą istotą. Nie chadzam sama na cmentarze po zmroku (w towarzystwie zresztą też nie), odgłos skrzypiących drzwi przyprawia mnie o palpitacje serca i zakrywam oczy w trakcie oglądania horrorów (rzadka sytuacja). Dlatego absolutnie nie potrafię wejść w skórę bohaterów, którzy kpią sobie z ryzyka i sami nadstawiają karku. Gdybym to ja wylądowała w Peru jako badaczka pradawnego ludu, który lubował się makabrycznych praktykach i gdyby to mi miejscowy szaman najpierw założył worek na głowę, a potem rytualnie umazał krwią jaszczurki - to jeszcze tego samego dnia rozejrzałabym się za najbliższym lotniskiem. Gdyby to moja siostra skończyła z poderżniętym gardłem, a mi samej groziło realne niebezpieczeństwo - to z pewnością skorzystałabym z ochrony, jaką oferuje policja i nie szukałabym rozwiązania przerażającej zagadki. I tak dalej. Dlatego absolutnie nie może być mowy o zrozumieniu motywów postępowania bohaterów powieści Rytuał Babiloński

Wiele "kwiatków" znalazłam też w samej fabule, ale z drugiej strony... Rytuał babiloński to powieść w stylu tych, które pisze Dan Brown. Chodzi w nich nie tyle o logikę i fakty, co o to, żeby "się działo". I "się dzieje", to fakt. Wielu bohaterów, wiele miejsce, wiele trupów. Oprócz tego pokręcona historia plemienia Moche, żyjącego dawno, dawno temu w Peru, dwie zwalczające się grupy narkotykowe, rodzące się uczucie, templariusze, zieloni ludzie, miejsca kultu... i dużo, dużo więcej :) 

I teraz powinnam przejść chociaż do krótkiego naszkicowania fabuły, ale w przypadku Rytuału babilońskiego jest to zadanie naprawdę karkołomne. Generalnie chodzi o rozwiązanie pewnego pilnie strzeżonego sekretu. Tak ważnego, że kolejno giną ludzie, którzy są z nim w jakikolwiek sposób związani... a resztę doczytajcie sobie sami :)

Ja do tej lektury uczucia mam mocno mieszane. Z jednej strony przez trzy czwarte książki nie mogłam się od niej oderwać. W którymś momencie jednak za bardzo zaczęła mi ona przypominać hollywoodzkie kino akcji, gdzie wszystko, a nawet więcej, jest możliwe. Wiadomo: bohaterowie uratowani dosłownie w ostatniej chwili, skontaktowanie się z najpotężniejszym bossem narkotykowym, ot tak, z marszu, to żaden problem. Mało tego: można z nim zawrzeć niemalże dżentelmeńską umowę! W jednej scenie udo bohatera zostaje głęboko rozcięte, ale chwilę później biegnie on jak młoda łania, a co! I tak dalej.

Niewątpliwą zaletą Rytuału babilońskiego jest to, że książka wciąga, że czytelnik naprawdę nie może się doczekać rozwiązania zagadki. Sama tajemnica została dość zgrabnie obmyślona, nawet jeśli związek między plemieniem Moche a templariuszami nie jest dla mnie do końca jasny. Jakby nie było: przeczytałam, nie żałuję. A fanom powieści Dana Browna książka na 100% się spodoba.

środa, 3 lipca 2013

Ikoną stylu jest...(Sophia Loren. Życie jak film - Silvana Giacobini)

Tytuł: Sophia Loren. Życie jak film
Autor: Silvana Giacobini
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 288

Sophia Loren ikoną światowego kina jest. I na tym moja wiedza o pięknej Włoszce się kończy - a raczej kończyła. Zanim przystąpiłam do lektury książki Życie jak film nie potrafiłam wymienić ani jednego obrazu (!) w jakim Sophia zagrała. Gdzieś tam kołatało mi się mgliści po głowie, że chyba nawet dostała Oscara... ale kiedy? za co? Nie miałam pojęcia! :)

Swoją drogą, absolutnie nie jest to powód do dumy, ale wiele mam takich postaci, o których wiem, że "wielce byli"... i tyle. Aktorskie przykłady pierwsze z brzegu: Charlie Chaplin, James Dean, Catherine Deneuve czy Audrey Hepburn - tak, o życiu Audrey też wiem NIC. 

W biografii Loren znajduje się wszystko to, czego po tego typu książkach można się spodziewać: przedstawiona zostaje droga do słowy, autor prześledził, jak z ubogiej, acz pięknej dziewczyny, Sophia stała się kobietą, której twarz rozpoznawana jest na całym świecie. Mnie ogromnie zaimponował jej upór: kilkadziesiąt konkursów piękności, w których nigdy nie udawało jej się zająć pierwszego miejsca... a jednak uparcie brała w nich udział wierząc, że się wybije.

A potem, wiadomo: rola za rolą, coraz większa sława, coraz większe pieniądze... i coraz większe problemy w życiu osobistym. Być może osoby bardziej ogarnięte niż ja wiedziały, że aktorka w wieku 15 lat związała się ze starszym od siebie o 22 lata Carlem Ponti, który w dodatku był żonaty. Przez ten związek od Sophii odwrócili się prawie wszyscy, także mieszkańcy jej ukochanych Włoch... ale więcej szczegółów doczytajcie w książce :)

Być może to moje subiektywne odczucie, bo znawczynią tematu nie jestem, ale czytając odnosiłam wrażenie, że autor nieco historię Loren wybielił. Absolutnie nie chodzi mi o szukanie skandali w jej prywatnym życiu, ale też nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jednak biografia ta nie jest pełna - a szkoda. Z pewnością jednak sięgnąć po nią warto - chociażby po to, by wiedzieć, dlaczego Sophia Loren "ikoną światowego kina jest" :)