wtorek, 30 kwietnia 2013

Listy do... nikogo (Zgubione szczęście - Tom Winter)

Tytuł: Zgubione szczęście
Autor: Tom Winter
Wydawnictwo: Wielka Litera (dziękuję!)
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 287

Czasem tak jest. Kończy się jedną książkę, która głęboko wryła się w pamięć i potem chce się już tylko przeczytać coś lekkiego, niezobowiązującego, "na przeczekanie".

Czasem bywa jednak tak, że ta kolejna książka okazuje się perełką, chociaż spodziewaliśmy się zupełnie czegoś innego. Nie jest książką "na przeczekanie", a lekturą, o której potem się myśli i poleca innym.

Ja tak miałam w przypadku Zgubionego szczęścia. Opis na okładce brzmi tak:

Carol czuje, że jej nieudane małżeństwo jest pułapką bez wyjścia. Jak wiele kobiet, cały czas próbuje zadowolić innych, a tymczasem własne życie przecieka jej przez palce. Bierze więc papier, długopis i wypisuje swoje rozczarowanie w listach do... nikogo. Jednak trafiają one w ręce Alberta pracującego na poczcie w dziale niedoręczonych przesyłek. Staje się on mimowolnym powiernikiem jej sekretów i zwierzeń. 

Brzmi niewinnie, prawda? Ot, będzie to kolejna historia o sfrustrowanej kurze domowej z przedmieścia, której źle się żyje w uroczym domku z ogródkiem.

Tymczasem nie. W tej książce jest coś, co chwyta za gardło: sytuacja, w jakie znalazła się Carol i jej chory mąż, bezradność i smutek starego człowieka, którego jedynym towarzystwem jest kot z zagipsowanymi łapami, wizja świata, w którym człowiek staje się zbędny, bo szybciej i bardziej wydajnie pracują za niego maszyny.

Trudno mi określić nastrój tej książki. Z jednej strony jest on melancholijny i duszny, z drugiej zaś autor podszedł do swoich bohaterów z tak dużą dozą empatii i wrażliwości, przedstawił ich historie w taki sposób, że chyba bardziej niż ich smutek, czułam... sympatię? 

Nie jestem tylko pewna, czy do końca podoba mi się happy end, który znajdziemy w ostatnim rozdziale, jednocześnie zaś wydaje mi się to rozwiązanie najlepszym z możliwych. 

Polecam i będę wypatrywać kolejnych książek Toma Wintera. A po Zgubione szczęście, jego debiut, warto sięgnąć.

16 komentarzy:

  1. Debiut i taki dobry. Z chęcią zajrzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie mnie zaintrygowałaś tą książką. Rozejrzę się za nią, lubię takie klimaty. Lubię książki życiowe, z przesłaniem. Wydaje mi się, że ta książka do takich należy.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, "Zgubione szczęście" można nazwać życiową, chociaż na szczęście przedstawione w niej problemy mnie bezpośrednio nie dotykają.

      Usuń
  3. Bardzo podoba mi się Twoja recenzja tej książki i chyba dzięki niej po nią sięgnę :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja lubię własnie tak przypadkowo odkrywać czytelnicze perełki. Czasami książka, wobec której nie mamy za dużych oczekiwań okazuje się być tą magiczną i przepiękną :)
    Tak bardzo spodobało mi się określenie "duszny" o książce! Zawsze brakowało mi tego przymiotnika, a faktycznie niektóre książki są po prostu duszne (niekoniecznie w negatywnym sensie) :-)

    OdpowiedzUsuń

  5. Przeczytam na pewno! Jestem bardzo ciekawa tej niezwykłej historii o tajemniczych listach. A happy end mnie nie przeszkadza. Przynajmniej przy tej lekturze nie będę płakała, co często mi się ostatnio zdarza:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Myslę, że mój blog jest równiez fajny jak twój

    OdpowiedzUsuń
  7. łoo, na pewno sięgnę po nią :)
    Zapraszam również do mnie, (www.m-recenzentka.blog.pl) świeżo założony blog, ale mam nadzieję, że będzie się rozwijał wraz z przeczytanymi książkami :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam tę książkę na swojej półce i niedługo po nią sięgnę. Tym bardziej, że polecasz :)

    OdpowiedzUsuń
  9. na razie czytam "Prezydenta" jako e-book-a, na razie jedyne co powinnam czytać to gramatyka jezyka niemieckiego i ksiazki kulinarne, ze wzgledu na innego bloga... tak zachecasz, ze nastepnym razem jak wpadne do Polski to wykupie cała ksiegarnie:)

    OdpowiedzUsuń
  10. poproszę o spojler czy carol rozwiedzie się z mężem czy zostanie z nim?Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń