niedziela, 28 października 2012

Nie oceniaj książki po okładce! (Do następnych mistrzostw - Eshkol Nevo)

Tytuł: Do następnych mistrzostw
Autor: Eshkol Nevo
Wydawnictwo: MUZA
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 375

Nie jestem i nigdy nie byłam fanką piłki nożnej - toteż książka z "mistrzostwami" w tytule odleżała swoje na półce. I to był błąd!

Do następnych mistrzostw jest bowiem powieścią opowiadająca o męskiej przyjaźni, która bynajmniej nie ogranicza się do picia piwa przed telewizorem. Owszem: bohaterowie regularnie spotykają się przed odbiornikiem, jednak spotkania te pełnią podobną funkcję co babskie sabaty przy winie.

Churchill, Amichaj, Ofir i Juwal chodzili razem do szkoły w Hajfie, potem wszyscy przeprowadzili się do Tel Awiwu, jednak dorastanie bynajmniej nie sprawiło, że oddalili się od siebie, przeciwnie: czytając miałam wrażenie, że żaden z nich nie byłby kompletny.

W 1998 roku, podczas finału Pucharu Świata wpadają na ciekawy pomysł. Każdy z nich zapisuje na kartce trzy życzenia, które chciałby zrealizować... do następnych mistrzostw właśnie. To, w jaki sposób zostaną (lub nie zostaną) one zrealizowane, stanowi dla mnie jeden z najlepszych momentów tej książki. 

O Do następnych mistrzostw trafnie pisze wydawca na okładce: Czterej kumple i mecz w telewizji? Banał i stereotyp? Zdziwicie się. 

Książka, którą przeczytałam, nie jest ani banalna, ani stereotypowa. Ba! Dotyka spraw najważniejszych, takich jak strata, miłość, szukanie sensu życia czy wreszcie przyjaźń. Bohaterowie zaś... nie wiem, może to nadinterpretacja z mojej strony, ale noszą w sobie pierwiastek tragizmu. Natomiast fakt, że tematykę podano w chwilami zabawnej (nie mylić z "głupawej) formie, świadczy tylko na korzyść autora.

I jeszcze jedno. Mnie zawsze zaskakują sytuacje, kiedy autorowi udaje się tak rozpisać dobrze znane motywy, że wychodzi z tego coś, co zapada w pamięć, co nie jest sztampowe, co czyta się z przyjemnością. Może to właśnie jest talent? Pisać o czymś znanym tak... żeby czytelnik miał wrażenie, że czyta o tym po raz pierwszy? Nie wiem... w każdym razie: serdecznie polecam.

***

Od dłuższego czasu cierpię na nadmiar książek, które są wszędzie: na podłodze, na parapecie, na łóżku, na szafkach, w szafkach i pod szafkami... Fakt, marzę o wielkiej bibliotece, ale też nie do wszystkich książek jestem tak samo przywiązana.

Zatem jeśli ktoś ma ochotę na nowe książki, płacąc tylko za koszt przesyłki, zapraszam na profil bloga na Facebooku - KLIK. Co jakiś czas będę dodawać tam książki do oddania, na pierwszy ogień idzie właśnie ta recenzowana powyżej oraz powieść Magdaleny Kordel, której recenzja znajduje się  TUTAJ

Zapraszam! :)




niedziela, 14 października 2012

Coś pięknego: po prostu! (Cyrk Nocy - Erin Morgenstern)


Tytuł: Cyrk Nocy
Autor: Erin Morgenstern
Wydawnictwo: Świat Książki (dziękuję!)
Rok wydania: 2012 (premiera 17.10.12)
Liczba stron: 431

Niewątpliwym plusem posiadania własnego miejsca w sieci (czytaj: bloga) jest to, że zamiast wzdychać w samotności ("Och, ach, ojejku, jaka ta książka była piękna"), można swój zachwyt posłać w świat - co niniejszym czynię.

Cyrk Nocy jest jedną z tych książek, o których mogę pisać w samych superlatywach. 

JEST TO RZECZ MAGICZNA, WSPANIAŁA, OD KTÓREJ NIE MOGŁAM SIĘ ODERWAĆ, KTÓRA POTRAFIŁA ZAWŁADNĄĆ MOJĄ WYOBRAŹNIĄ I UWAGĄ NA KILKA GODZIN. 

CYRK NOCY SPRAWIŁ, ŻE POCZUŁAM SIĘ JAK MAŁA DZIEWCZYNKA, KTÓREJ DOROŚLI CZYTAJĄ BAJKI NA DOBRANOC I KTÓRA NIE DO KOŃCA POTRAFI ODRÓŻNIĆ FIKCJĘ OD RZECZYWISTOŚCI - ALE TEŻ NIE BARDZO MIAŁAM NA TO OCHOTĘ. 

WESZŁAM W TEN WYKREOWANY ŚWIAT I AUTENTYCZNIE BYŁO MI SMUTNO, GDY DOTARŁAM DO OSTATNIEJ KARTKI.

Jest to książka, co do której nie mam punktu odniesienia. Nie przychodzi mi żadna inna powieść, do której mogłabym porównać historię przedstawioną przez Erin Morgenstern - co dodatkowo potęguje jej wyjątkowość.

Podobało mi się w niej wszystko: i świat przedstawiony, i bohaterowie, i motyw pojedynku, i poszczególne sceny - niektóre czytałam po kilka razy.

Zachwyciła mnie iluzjonistka Celia Bowen, zachwyciły mnie "listy miłosne", jakie wymieniała z Marco, zachwyciły mnie żywe statuy, cudowne zegary, ognistowłose bliźnięta i siostry bliźniaczki. 

Zakochałam się w atmosferze cyrku, która nie ma nic wspólnego z tandetnymi klaunami i tresowanymi pudlami. 

Dałam się porwać prawdziwej magii... dla której cyrk jest tylko przykrywką, bo wtedy łatwiej w nią uwierzyć. 

Uwiódł mnie sposób w jaki pokazano coś oczywistego: że to miłość jest największą siłą i to ona zawsze zwycięża - wbrew wszystkiemu i wszystkim. 

Na książkę trafiłam w bardzo dobrym momencie: dzięki niej daleko w tyle zostawiałam swoją codzienność, przenosząc się do świata, gdzie wszystko jest możliwe.

Czytając, miałam też świetny podkład muzyczny, cały czas słuchałam jednej piosenki, która teraz będzie nierozerwalnie kojarzyła mi się z książką Erina Morgensterna. Wsłuchałam się w słowa... i myślę, że jeśli ktoś kiedyś pokusiłby się o sfilmowanie Cyrku nocy, ma gotową ścieżkę dźwiękową.

POLECAM, POLECAM, POLECAM - dla mnie ta powieść to mocny kandydat do książki roku :)

Coś pięknego - naprawdę!


czwartek, 11 października 2012

Szczenięce lata noblisty (Jose Saramago - Mały pamiętnik)

Tytuł: Małe pamiętnik
Autor: Jose Saramago
Wydawnictwo: Świat Książki (dziękuję!)
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 143

Jose Saramago jest kolejny noblistą, którego, brzydko mówiąc, mogę sobie odhaczyć. 

Portugalski pisarz dostał Nobla w 1998 roku i, wstyd się przyznać, ale mniej więcej od tego czasu próbuję przeczytać którąś z jego powieści. Z marnym skutkiem, zraziło mnie bowiem Miasto ślepców, książka, która może i zbiera dobre recenzję, ale przez którą ja nie jestem w stanie przejść. 

Mały pamiętnik uważam za książkę idealną na początek. Nie jestem  znawczynią twórczości Saramago, ale po mojej krótkiej przygodzie z Miastem ślepców mogę stwierdzić, że nie jest to pisarz najłatwiejszy w odbiorze. Pisze on bowiem stylem, na którym trzeba się skupić, wydaje mi się, że jego książek nie można czytać nieuważnie, z doskoku. 

Mały pamiętnik, jak sama nazwa wskazuje, nie jest książką grubą. Autor, z perspektywy osiemdziesięciolatka, wspomina czasy, kiedy był chłopcem - a do mnie takie książki przemawiają zawsze, mają w sobie coś wzruszającego, coś, co do mnie trafia. 

Jakim chłopcem był Jose Saramago? Zwyczajnym - chciałoby się powiedzieć. Część dzieciństwa spędził u dziadków na wsi, chadzał na świński targ i wspinał się po drzewach. Wywodził się z bardzo biednej rodziny, a o skali tego ubóstwa może świadczyć fakt, że jego matka wiosną sprzedawała kołdry, jesienią zaś kombinowała, skąd wziąć pieniądze na nowe.

W domu przyszłego noblisty nie było książek, nikt nie czytał mu bajek do poduszki, jego matka była analfabetką. Mimo to, Saramago był chłopcem na tyle zdolnym, że w ciągu jednego roku szkolnego zaliczał dwie klasy i zaskakiwał nauczycieli świetnymi wynikami z ortografii. Zapał do nauki jednak szybko mu przeszedł i potem próbował zdobyć zawód ślusarza.

Książka Saramago urzekła mnie swoją szczerością: autor nie twierdzi, że wszystkie wydarzenia pamięta dokładnie, zakłada, że może się mylić, że pamięć płata mu figle. Nie przedstawia siebie i swojego otoczenia lepszymi niż byli - chociaż mógłby, bo nikt nie zweryfikuje jego wersji, bo świata, który opisuje już nie ma. 

Po tej książce mam ogromną ochotę sięgnięcia po powieści tego autora - i może w końcu mi się to uda :)?

wtorek, 9 października 2012

O śmierci... bez przesady (Niedoskonałe zakończenie - Zoe Fitzgerald Carter)

Tytuł: Niedoskonałe zakończenie
Autor: Zoe Fitzgerald Carter
Wydawnictwo: Świat Książki (dziękuję!)
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 272

Znacie film Choć goni nas czas z Jackiem Nicholsonem i Morganem Freemanem? Oglądałam go kilka lat temu i pamiętam, że ogromnie mi się podobał. Bo chociaż jest to film o odchodzeniu, to oglądałam go z uśmiechem na twarzy, otarłam łezkę, a po seansie... hmm. Po seansie pamiętałam o nim przez długi czas, fabuła nie wyleciała mi z głowy po kilku dniach.

O filmie przypomniało mi się, gdy czytałam Niedoskonałe zakończenie Zoe Fitzgerald Carter. Książka nosi podtytuł Opowieść córki o życiu śmierci - i w tym zdaniu właściwie zawiera się wszystko. Autorka opowiada o tym, jak jej matka postanowiła zakończyć życie na własnych zasadach. Margaret była kobietą nie tylko piękną, ale także mądrą, oczytaną, kochającą dyskusje, sztukę i niezależność. Słowa "była" użyłam specjalnie, gdyż choroba Parkinsona sprawiła, że stała się cieniem samej siebie. Stąd decyzja, by odebrać sobie życie. I prośba skierowana do bliskich, aby byli z nią do końca.

I tu rodzi się pytanie: czy matka ma prawo prosić o podobną "przysługę" swoje córki? A czy te mają prawo odczuwać złość, gdy ta zmienia terminy, wymaga odwiedzin, nie może się zdecydować, jaki sposób wybrać? Śmierć bliskiej osoby nigdy nie jest łatwym przeżyciem, nawet jeśli ta osoba ma sto lat i pełne, bogate życie za sobą. A Margaret ma się kto opiekować, nie jest ciężarem, ma córki i wnuczki, które za nią przepadają. Czym więc jest jej chęć odebrania sobie życia: aktem odwagi czy wyrazem egoizmu?

Zapowiedź Margaret, że już wkrótce jej nie będzie, skłania Zoe do przyjrzenia się swojej rodzinie. Analizuje relacje, jakie panowały między jej rodzicami, przygląda sie sobie i siostrom. I w sumie nie wiem, które fragmenty podobały mi się bardziej: czy retrospekcje sprzed kilkudziesięciu laty, czy też wydarzenia współczesne, które, choć smutne, opisane zostały z dużym wyczuciem i empatią.

Zoe Fitzgerald Carter zabrała się za śliski temat. Śmierć jest tematem tabu i nawet jeśli coś w tej kwestii się zmienia, to w moim odczuciu niewiele. Poza tym: jak o niej pisać, jak o niej mówić? Z patosem? Nie bardzo, łatwo o śmieszność, chociaż przecież śmierć jest patetyczna Z dowcipem? Też kiepsko, bo z tabu się nie żartuje... Dlatego uważam, że to naprawdę ogromny sukces tak dobrać słowa, aby nie popaść w jedną bądź drugą skrajność.

Nie twierdzę, że Niedoskonałe zakończenie jest dziełem przełomowym, które zrewolucjonizuje pisanie i myślenie o śmierci. Jest to jednak książka mądra, wyważona, a przy tym świetnie się ją czyta. Polecam - naprawdę dobra literatura.