niedziela, 25 marca 2012

Amerykańska "Zbrodnia i kara" (Mężczyzna z lasu - Scott Spencer)

O tym, że właśnie taki będzie tytuł tej recenzji, wiedziałam właściwie od początku lektury książki Scotta Spencera. Skojarzenie, jakie "Mężczyzna z lasu" budzi z powieścią Dostojewskiego, jest oczywiste. Obie książki opowiadają bowiem o tym, jak zmienia się życie człowieka po dokonaniu zbrodni, jakie myśli mu towarzyszą i jak sobie z nimi radzi. 

Punkt wyjścia powieści jest banalny. Oto Paul przypadkiem napotyka w stanowym parku mężczyznę, który bije psa. Nie katuje, ale próbuje przywołać zwierzę do porządku i wymusić posłuszeństwo. Wiele osób na jego miejscu, w tym mam nadzieję, że ja, zwróciłoby mężczyźnie uwagę, niektórzy pewnie wdaliby się w jakąś kłótnię. Paul jednak idzie o krok dalej: zaczyna bójkę z mężczyzną. Bójkę, która w którymś momencie wymyka się spod kontroli. Jej skutek jest taki, że Paul zabija mężczyznę i ucieka z miejsca zbrodni z psem, który, jak się wydaje, jest jednym świadkiem zdarzenia.

Drugą główną bohaterką utworu jest Kate Ellis - dla mnie postać przedziwna. Była alkoholiczka i ateistka, która odnajduję Jezusa, a potem wydaje książkę o wielce wymownym tytule "Módl się z nami". Książka staje się bestsellerem, a Kate celebrytką, motywującą i inspirującym tysiące ludzi. To właśnie jej, swojej ukochanej kobiecie, Paul powierza tajemnicę. Od tej pory oboje próbują uporać się z tym faktem, zgodnie dochodząc do wniosku, że sekret pozostanie między nimi. Los jednak, jak wiadomo, lubi pisać dziwne scenariusze, więc i w tym przypadku wszystko zaczyna się gmatwać.

Pytania, jakie towarzyszyło mi przez całą lekturę brzmiały: przyzna się, czy nie? Złapią go, a jeśli tak, to w jaki sposób policja wpadnie na jego trop? Wreszcie: co musi się wydarzyć, aby wyrzuty sumienia czy wcześniej wyznawane zasady wzięły górę? Przecież ukrywając zbrodnię, Kate rezygnuje ze wszystkich swoich wartości! Czyżby więc miłość do mężczyzny wzięła górę nad miłością do Jezusa?

"Mężczyzna z lasu" nie ma ciężaru dzieła Fiodora Dostojewskiego, ale książka napisana została w taki sposób, że mając świadomość czynu Paula, z pozoru codzienne wydarzenia i dialogi zaczynają nabierać drugiego dna.  Niby nic się nie dzieje, a atmosfera aż kipi od emocji. Niby nic się na stało, bo przecież nikt nic widział, ale jak dalej żyć z takim obciążeniem?

Zdecydowanie polecam.

S. Spencer, Mężczyzna z lasu, MUZA, 2012, s. 285.

10 komentarzy:

  1. o proszę i kolejna recenzja różna od poprzednich, albo się komuś podobała albo zupełnie nie, tak więc chyba czas samemu się przekonać jak to z nią jest :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze warto wyrobić sobie opinię :) Na żadną recenzję tej książki jeszcze nie trafiłam, ani dobrą, ani złą :>

      Usuń
  2. Książkę chętnie przeczytam, ale jakoś specjalnie szukać jej nie będę.

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie wpisuję na listę "must have". Ja właśnie przechodzę przez "Zbrodnie i Karę", to wydaje się ciekawsze.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swojego czasu "Zbrodnia i kara" zrobiła na mnie ogromne wrażenie, do dzisiaj stanowi ważny, literacki punkt odniesienia :)

      Usuń
  4. A ja ostatnio mam "fazę" na klasyków rosyjskich, ale "Zbrodni i kary" (wstyd się przyznać) jeszcze nie czytałam i teraz nadrabiam zaległości:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takich rosyjskich "wstyd się przyznać" mam całe mnóstwo, z "Anną Kareniną" na czele :(

      Usuń
  5. Słyszałam już dużo dobrego o tej książce - nie pozostaje mi nic innego, jak się za nią rozejrzeć ;)

    OdpowiedzUsuń