niedziela, 18 grudnia 2011

"Reszta jest...jedzeniem!" (Zapraszam do stołu. Kuchnia Jerzego Knappe)

 Kto zgadnie, gdzie ostatnio kieruję pierwsze kroki po wejściu do księgarni? Nie, wcale nie do półki z nowościami. Otóż od razu idę do działu kulinarnego i... dostaję małpiego rozumu. Wstyd się przyznać, ale wczoraj stoczyłam ciężką walkę sama ze sobą... bo chciałam kupić prezenty dla bliskich, a tymczasem najbardziej miałam ochotę zrobić prezent samej sobie i kupić kolejną książkę kucharską. Ych.

Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że właściwie wszystkie (no, większość) przepisów można znaleźć w internecie. No i co z tego, pytam? Przepis na stronie internetowej jest czymś ulotnym, często zapominam go sobie przepisać i ginie mi gdzieś w cyberprzestrzeni - chociaż mam swojej ulubione blogi kulinarne, na które zaglądam kilka raz dziennie. 

Ja lubię konkret. Lubię poczuć ciężar książki w ręku, powąchać strony, uważnie przyjrzeć się fotografiom. A potem lubię zamknąć się z książką w kuchni... i voila! Tym bardziej, że nie mam jeszcze na koncie żadnej spektakularnej klapy kulinarnej, więc jestem pełna wiary w swój talent. 


Książkę "Kuchnia Jerzego Knappe" testuję od prawie miesiąca. Znacie Jerzego Knappe? Ja wcześniej zupełnie nie kojarzyłam tej postaci, gdyż nie oglądam serialu "Przepis na życie", który emituje TVN. Skusiło mnie jednak to, jak o książce w "Papermint" opowiadała Agnieszka Pilaszewska. To ona jest autorką scenariusza serialu, od niej pochodzą teksty i wprowadzenia do przepisów. Dlatego też "Kuchnię Jerzego Knappe" czyta się trochę jak powieść: o gotowaniu przede wszystkim, jednak też o emocjach, przyjaźni, prowadzeniu restauracji. Książka nie ma typowego podziału na "zupy", "sosy" i "przystawki". W zamian zostały wprowadzone rozdziały, w których podaje się przepisy na dania, które fajnie przyrządza się z synem, na potrawy, które Jerzy Knappe chciałby zjeść na ostatniej uczcie w swoim życiu, czy też takie, które po prostu dobrze się Jerzemu kojarzą, bo np. jadł je w rodzinnym domu. Przepisy "po bożemu", czyli podzielone na "zupy", "sosy" i "przystawki", znajdziemy na końcu książki, co pozwala łatwo złapać orientację, co gdzie jest.

Jaka jest kuchnia Jerzego Knappe? Przede wszystkim prosta i dostosowana do polskich realiów, co jest dla mnie sprawą kluczową przy wyborze książki kucharskiej. Bo i co z tego, że jakiś przepis jest wspaniały, skoro nie mogę dostać połowy dostępnych składników? 


I w tym momencie zawstydzona wyznaję, że chociaż przetestowałam ok. 15 receptur z tej książki, nie mogę pochwalić się ani jednym zdjęciem, gdyż na dwa tygodnie zostałam pozbawiona aparatu.Dołączam natomiast dwie foty które można znaleźć w książce. A co gotowałam? Między innymi rewelacyjną zupę serową (na zdjęciu) - jest to najlepsza potrawa, jaką dotychczas przygotowałam według przepisu Jerzego. Cudo! Chętnym chętnie podam przepis drogą mailową - warto! Dalej: ziemniaczki pieczone z tymiankiem, które jadłam z kefirem i jajkiem sadzonym - proste i pyszne. Zdrowe batoniki domowej roboty - garstka płatków owsianych, kubek jogurtu naturalnego i już można wcinać. Naleśniki amerykańskie - wystarczyło nieco zmodyfikować znany mi przepis i otrzymałam zupełnie nowy smak. Krem z białej czekolady z wiśniami (na zdjęciu) - co z tego, że ma jakieś pięć milionów kalorii, skoro smakuje niebiańsko? I tak dalej, na tym nie koniec, ciąg dalszy z pewnością nastąpi, bo kruche ciasto z kremem cytrynowym kusi, oj kusi...

Czy polecam? No jasne! Chociaż nigdy nie byłam zwolennikiem "poserialowych" książek, ta jest bardzo chwalebnym odstępstwem od tej reguły. I przede wszystkim cieszy mnie to, że już ją trochę potłuściłam, trochę przybrudziłam ciastem, gdyż w przypadku książek kucharskich taka niedbałość zupełnie mnie nie oburza. Bardziej nieufnie podchodzę do książek podejrzanie czystych, stojących na półce, gdyż oznacza to, że nie gotuje się z nich, a więc są nieprzydatne. Tymczasem "Kuchnia Jerzego Knappe" pewnie mi się jeszcze trochę zniszczy - i bardzo dobrze!

Autorem fotografii jest Mariusz Robak.

"Zapraszam do stołu. Kuchania Jerzego Knappe", Wydawnictwo Literackie, 2011, s. 198.

8 komentarzy:

  1. A ja oglądam ten serial :). I głównie dlatego chcę tę książkę, ba! wręcz jej pożądam! Jak widzę, jakie cudowne rzeczy gotują w serialu, nie mogę się powstrzymać... i kiedyś będę ją mieć ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Alina, a ja jak zobaczyłam, że ten serial jest dostępny online i też będę oglądać.... przynajmniej kilka pierwszych odcinków :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie osobiście takie książki nie kręcą, poza tym serialu tego nie oglądam, ale moja mama tak i jest tą książką bardzo zainteresowana (wczoraj ledwo udało mi się ją odciągnąć od wystawy, gdzie stała ta książka), więc chyba wiem, co mogę jej kupić na święta. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lenalee - :) Mama powinna być zadowolona :) Swoją drogą: mnie od książek kucharskich też trudno odciągnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj kusi mnie ta książka kusi, a jeszcze Twoja recenzja zachęca...
    Chociaż nie powiem, na początku podchodziłam do niej sceptycznie bo wydanie tej książki wydawało mi się po prostu kolejnym sposobem na zarobienie pieniędzy przez tvn. Ale czytam recenzje tej książki i mam coraz większą ochotę ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jasmino - bo nie ukrywajmy, to jest kolejny sposób zarobienia na znanym serialu, ale idzie za tym jakość - i to się chwali :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To już kolejna pozytywna recenzja tej książki. Świadczy to tylko o tym, że warto się z nią zapoznać. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mój zięć jest szefem kuchni, polazłam kupić mu książkę... kucharską! W trakcie przeglądania dotarło do mnie, że to jest trudne... zatem dla niego będzie film http://www.filmweb.pl/film/Tylko+Marta-2001-109955, a dla córki kupię tę książkę :P

    OdpowiedzUsuń