poniedziałek, 13 czerwca 2011

Ciąg dalszy niech szybko nastąpi (A.McCall Smith - Miłość buja nad Szkocją)


Nad książkami z serii "44 Scotland Street" rozwodziłam się już przy okazji pisania o dwóch poprzednich tomach. "Miłość buja nad Szkocją" utwierdziła mnie w przekonaniu, że książki Alexandra McCall Smith warto czytać, bo są po prostu świetne: dowcipne, a jednocześnie mądre, poruszające poważne kwestie (np. w tym tomie umiera jeden z bohaterów), ale też autor nie stroni od nieco groteskowych i absurdalnych pomysłów (jedna z bohaterek rusza tropem piratów, z tymże słowo "pirat" w praktyce okazuje się znaczyć coś innego, niż Domenica początkowo myślała).

Pisarz powraca do wątków, które czytelnik zna już z poprzednich tomów. Irene nadal realizuje "projekt Bertie", lecz jednocześnie oczekuje na kolejnego potomka, Pat wciela się w rolę współczesnego Czerwonego Kapturka i prowadzi manewry ze współczesnym wilkiem, Cyril, pies ze złotym zębem, gubi się, a Matthew próbuje "coś" zrobić ze swoim życiem. Ot, banalna codzienność w najlepszym, edynburskim wydaniu. I nie ukrywam, że z każdym kolejnym tomem, moja sympatia do tej serii wzrasta. Tym bardziej, i to jest dla mnie świetna niespodzianka, tytuł następnej książki będzie brzmiał: "Świat według Bartiego". Czy już pisałam, że kocham tego rezolutnego sześciolatka, która potrafi "zagiąć" jednym pytaniem francuskiego wykładowcę?

Swoją drogą, malutka dygresja. Ci, co czytali wcześniejsze książki tego autora zapewne pamiętają, że Irene uparcie ubierała swojego synka z ogrodniczki koloru "zgniecionej truskawki". W "Miłość buja nad Szkocją" Matthew kupił sobie kaszmirowy sweter o barwie... "przybrudzonej owsianki". A podobno mężczyźni nie znają się na kolorach... :)

Dygresja numer dwa: zastanawiam się, który współczesny pisarz miałby odwagę podjąć się podobnego wyzwania, jak Alexander McCall Smith i publikować powieść w odcinkach w codziennej gazecie. Od czasu, kiedy dowiedziałam się, że moja wielka, studencka miłość, czyli "Emancypantki" Prusa, także były początkowo drukowane w odcinkach, marzę, aby wciągnąć się w jakąć porywającą powieść, którą ktoś zechce mi dawkować po odcineczku... Ech, chciałabym :)

Gorąco polecam "Miłość buja nas Szkocją". książki z tej serii są tymi, na które ostatnio czekam najbardziej :)

A.McCall Smith, Miłość buja nas Szkocją, MUZA, Warszawa 2011, s. 351.

8 komentarzy:

  1. Troszkę nie moja bajka i nie wiem, czy warto spróbować. Narazie się wstrzymam, choć twoja opinia naprawdę rzeczowa i zachęcająca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cyrysia - to jest dokładnie moja bajka. Nie mogę się doczekać, aż będę miała wszystkie zaplanowane tomu i zrobię sobie wielkie, powtórne czytanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O proszę, a ja przeczytałam jedynkę i zrobiła na mnie dosyć pzeciętne wrażenie, nie urzekła i nie podbiła. Na półce mam jeszcze drugi tom, ale trzeciego już nie zamawiałam. Zobaczymy, może pożałuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam.. nie słyszałam...
    Jak wpadnie mi w ręce postaram się przeczytać :)
    Pozdrawiam,
    Kass

    OdpowiedzUsuń
  5. Zachęcająca recenzja. Nie czytałem jeszcze książek tej autorki, ale chyba pora to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wyobraź sobie, że mam wszystkie części a jednak nie zajrzałam nawet do 1. Czas to zmienić;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zupełnie się nie odnalazłam w świecie opisywanym w tej książce. Wybrałam ja na chybił-trafił z półki w MPiKu, a zazwyczaj intuicja mnie nie myli;-)

    OdpowiedzUsuń