wtorek, 15 lutego 2011

Chcecie bajki? Oto bajka! (Sosnowe dziedzictwo - M. Ulatowska)


Ufff... Tak długiej blogowej przerwy chyba jeszcze nie miałam. Nie wynika ona bynajmniej z tego, że jestem leniem (a jestem), tylko z tego, że dopadło mnie paskudne choróbsko. I o ile czytać jeszcze dawałam radę, tak z pisaniem było już trochę gorzej. No, ale mam nadzieję, że "sensacje żołądkowe" już za mną i nic mi nie przeszkodzi w pisaniu, hehe.

A napisać chciałam o książce, co do której mam bardzo mieszane uczucia. "Sosnowe dziedzictwo" - brzmi ładnie, prawda? Zawartość też jest ładna... aż za ładna chwilami. Książka Marii Ulatowskiej opowiada historię kilku kobiet. Pierwsza Ania rodzi córeczkę, też Anię, w Warszawie zaś właśnie zaczęło się Powstanie. Zdecydowanie nie był to dobry czas na rodzenie dzieci, zresztą: Ania i jej "powstańczy" mąż zostają rozstrzelani. Małą Anusią opiekuje się rodzina pewnego mecenasa... i od tej pory w książce wszystko już układa się dobrze.... chwilami aż za dobrze.

"Sosnowe dziedzictwo" to bardzo miła lektura, a takie ostatnio preferuję. Czytało mi się ją naprawdę świetnie, tyle że... takie historie się nie zdarzają. Aneczka, prawowita dziedziczka pięknego dworku, przyjeżdża do Towian i natychmiast znajduje przyjaciół, pieska i miłość na dodatek. Stać ją na remont, który pewnie wymagał ogromnych nakładów finansowych... a tymczasem Aneczka pracuje jako korektorka w malutkim wydawnictwie. Pytam więc: skąd ma te pieniądze? Dalej: mężczyzna, w którym się zakochuje, ma synka. Jacka zostawiła żona i Florek, jego syn właśnie, boi się kobiet, nie ufa im. Natomiast Aneczkę akceptuje od razu... Wymieniać dalej?

Lubię szczęśliwe zakończenia w książkach (no, chociaż zawsze mam satysfakcję, kiedy autor jednak nie idzie na łatwiznę i zakończenie nie jest dobre), lubię też książki, w których bohaterom udaje się pokonać życiowe wyboje. Tyle, że tu żadnych takich wybojów nie ma, wszystko jest bardzo proste, bardzo poukładane, wszystko jest możliwe itd.

Podkreślam: książkę czyta się świetnie, naprawdę wciąga i naprawdę chciałabym, aby w moim życiu też wszystko przychodziło tak łatwo. Myślę, że autorka napisała ją "ku pokrzepieniu serc" (chociaż mogę się mylić), ale trochę przesadziła, bo zabrakło w tej opowieści jednej rzeczy: realizmu. Z drugiej strony zastanawiam się jednak, czy realizm jest właśnie tym, o co w tego typu powieściach chodzi...? Nie wiem. Czekam za to na drugi tom aby sprawdzić, czym Maria Ulatowska zaskoczy.

M. Ulatowska, Sosnowe dziedzictwo, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2011, s. 296.

11 komentarzy:

  1. zgadzam się - przesłodzona i lukrowana, ale... mnie się podobała ta historia ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Elwiko, dlatego też napisałam, że mam problem z tą książką. Uroku nie można jej odmówić, ale powieść realistyczna to nie jest na pewno :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bałabym, że mnie zemdli ;)
    Raczej nie sięgne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. E, takie lukrowane historie to nie dla mnie. Lubię co prawda happy endy, ale dopiero po pokonaniu wszystkich trudności, a nie takie chodzenie na skróty.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny ten twój opis :) ostatnio miałam podobne odczucia co do jednej książki, z tym że tam było zupełnie odwrotnie - same tragedie. Ileż można zmieścić dramatów w jednej rodzinie ? Tak samo mało wiarygodne jak puzzle szczęśliwości.

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedronko, Moreni - a ja lubię takie "ciepłe" opowieści, "Dziedzictwo" także czytało mi się dobrze i gdyby ktoś mnie zapytał, czy polecam, to owszem: autorka ma fajny styl i dobrze się książkę czyta. Tylko tak jak mówię: skondensowany poziom szczęścia i optymizmu na 270 stronach jest jednak trochę zbyt duży :)

    Sempeanko - a cóż to była za książką :)?

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmmm. A może warto byłoby się dać wysłać do takiej bajkowej krainy?
    Zachęciłaś mnie :D.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie nie zachęciłaś :) Odpuszczam, za dużo tego sosnowego dziedzictwa na blogach.

    OdpowiedzUsuń
  9. Alinko - kogo jak kogo, ale myślałam, że Ciebie akurat zniechęcę :)

    Agnes - też to zauważyłam i opinie są dość podzielone. Moja plasuje się gdzieś pośrodku :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też odpuszczam sobie tę książkę, ale fajnie, że wróciłaś po przerwie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ostatnio za dużo mi wszędzie tej książki, może jak szał opadnie, to po nią sięgnę :).

    OdpowiedzUsuń