piątek, 27 sierpnia 2010

O feminzimie i nie tylko, czyli dwadzieścia lat minęło (Magma - Agnieszka Graff)


Dlaczego warto czytać książki Agnieszki Graff? Bo to mądra kobieta - po prostu.

Jej teksty czytuję przede wszystkim w Gazecie Wyborczej, jakiś czas temu czytałam "Świat bez kobiet" i często widuję jej twarz w telewizji, gdzie występuję jako "specjalistka od feminizmu".

"Magma" to jej trzecia książka - można ją chyba nazwać "rocznicową", gdyż podsumowuje ostatnie 20 lat feminizmu w Polsce, chociaż nie tylko. Zawiera kilka tekstów prezentowanych już wcześniej (np. przemówienie wygłoszone przez Graff 21 marca 2009 r.na Kongresie Kobiet Polskich czy też artykuł o NGO-sach, który szerokim echem odbił się mediach), ale też nowe, które powstały specjalnie na potrzeby książki.

Autorka opisuje, co przez te dwadzieścia lat feministkom się udało, a co jeszcze nie - niestety: książka pokazuje, że jeszcze wiele zmian przed nami (za sukces natomiast uważa fakt, że feminizm przestano utożsamiać z "gołą babą na traktorze", a próby sprowadzenia go do tego kończą się wyśmianiem tych, którzy je podejmują). Graff przedstawia jednak szerszą perspektywą. Pisze nie tylko homofobii po polsku czy problemie wykluczenia mniejszości, lecz wkłada kij w mrowisko, stawiając pytania o katolicyzm w naszym kraju. Pokazuje, co to oznacza dla przeciętnego obywatela, a w szczególności dla kobiet. Szczególne wrażenie zrobił na mnie fragment, w którym Graff przekonuje, że w Polsce nawet ateiści są praktykujący... Bo na porządku dziennym mamy do czynienia ze zjawiskiem, kiedy osoba niewierząca bierze katolicki ślub, chrzci dzieci, które później chodzą na religię - dla świętego spokoju, żeby dziecku nie było przykro, bo co ludzie powiedzą. Absurdalne, ale prawdziwe.

W ogóle za mocną stronę "Magmy" uważam fakt, iż wywód autorki poparty został przykładami znanymi z dzienników czy pierwszych stron gazet. Dzięki temu książkę nie tylko lepiej się czyta, ale też poruszane problemy przestają być czymś abstrakcyjnym, wydumanym.

W świetle rozważań Agnieszki Graff szczególnego znaczenia nabiera końcowy rozdział, gdzie autorka skupia się na sukcesie... a raczej na kobiecym strachu przed nim. Nie wiem, czy taka była intencja autorki, ale czytając historie o tym, że wmówiono nam, iż "władza, pieniądze i seks" to nie jest domena kobiet, mam wrażenie, że same jesteśmy sobie winne tego, iż kobiety w życiu publicznym się ignoruje. Że nadal jesteśmy tam bardziej jako goście, którzy powinni zachowywać się grzecznie i cicho, by nie przeszkadzać gospodarzom. Coś w tym jest.

"Magmę" przeczytałam błyskawicznie, co chwila kiwając głową i nadal jestem pełna emocji po tej lekturze. Zamiast zakończenia, chcę przytoczyć pewną myśl Graff, która także szczególnie utkwiła mi w głowie. Otóż autorka, mimochodem, podała definicję feminizmu. Otóż na Kongresie Kobiet Polskich rozmowy bardzo często zaczynały się od zdania: "Nie jestem feministką, ale...". Według Graff aktualnie feminizm jest tym, co znajduje się za "ale" i zależy od tego, kto to zdanie wypowiada.

A. Graff, Magma i inne próby zrozumienia, o co tu chodzi, wyd. Krytyka Polityczna (seria publicystyczna), Warszawa 2010, s. 160.

17 komentarzy:

  1. Kiedyś czytałam wywiad z panią Agnieszką i powiem szczerze, ze nie zrobił na mnie wrażenia a nawet zniesmaczył. Jak dla mnie szukała igły w stogu siania, byle tylko do czegoś się przyczepić. Za to moja znajoma feministka była pod wrażeniem tego wywiadu i oczywiście Ją wychwalała.
    Jeśli chodzi o karierę zawodową itp. to prawda jesteśmy same sobie winne ale nie dlatego, że nie chcemy jej osiągać ale mamy myślenie życzeniowe. Chcemy zarabiać 5 tysięcy miesięcznie a jednocześnie być 4 dni w domu z dzieckiem. Dlaczego mężczyźni tak nie mogą ? Przecież wielu z nich jest lepszymi ojcami, niż ich partnerki matkami. Feministki chcą równouprawnienia a jednocześnie same wywyższają płeć żeńską nad tą męską.
    Mężczyzna też może chcieć wstawać o 9 rano i iść z dzieckiem do parku, ale nie może... bo jest mężczyzna. Gdy kobieta tego chce, jest to zupełnie normalne i od razu trzeba dać jej do tego prawo.
    Wreszcie chcemy żeby Nas szanowano, a jak szanować osoby, które dostają coś z racji płci a nie zasług.

    Mnie pani Graff absolutnie nie przekonuje, więc nie sięgnę po książkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie chcę wchodzić w polemikę, ale wydaje mi się, że jeden wywiad to trochę za mało...
    Graff czytuję od dawna i zgadzam się z Tobą Skarletko, iż to bardzo mądra kobieta. Oby takich więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Agatoris,
    Ja nie twierdzę, że znam panią Graff i jestem ekspertką w jej temacie. Po prostu swoją osobą w tym wywiadzie i zarysem swoich poglądów absolutnie mnie nie przekonała. Nie sądzę, że książka tym bardziej mnie zaciekawi, bo to będzie tylko rozwinięcie tych poglądów a nie lubię marnować swojego czasu. To tylko wyraz moich osobistych poglądów i nic więcej :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Miss Jacobc - moim zdaniem problem polega na tym, że jest się czego "czepiać". Piszesz o pracy, więc ja też napiszę o tym. Od jakiegoś czasu szukam etatu. Wszystko idzie gładko, dopóki nie pada pytanie o plany na przyszłość. Bo w tym momencie mam dylemat: kłamać, że nie zamierzam mieć dzieci, czy powiedzieć prawdę: owszem, zamierzam. Jeśli powiem prawdę, zacznie się seria pytań o to, czy dam radę pogodzić macierzyństwo z pracą, ile dzieci zamierzam mieć, kiedy chcę urodzić pierwsze itd. Po tym wywiadzie wiem, że pracy i tak nie dostanę, co naprawdę nie wynika z tego, że mam za niskie kwalifikacje lub wykształcenie (oczywiście nie twierdzę, że jest to powód jedyny, bywa, że pracę dostaje ktoś inny, gdyż jest po prostu lepszy). Jeśli natomiast powiem, że nie zamierzam, to już pojawia się problem: jak to? Jestem kobietą i nie zamierzam mieć dzieci? W takim razie co ze mnie za kobieta? Wiem, że problem ten dotyczy także moich znajomych, natomiast nie znam sytuacji, kiedy pracodawca pyta o to mężczyznę, który stara się o pracę. To, że chce być ojcem widocznie nie ma tu znaczenia. I tak dalej.

    Co do tego, że chcemy przez 4 dni być w domu i zarabiać pięć tysięcy... mało który pracodawca decyduje się na taki układ - to raz. Poza tym faktem jest, że kobiety zarabiają mniej od mężczyzn, nawet jeśli mają takie samo wykształcenie i zajmują to samo stanowisko. Na mężczyznę, który chciałby zostać z dzieckiem także patrzy się dziwnie - i to też nie jest okej. Jednak rzadko jest tak, że partnerka zarabia na tyle dużo, by być jedyną żywicielką rodziny.
    Z dostawaniem czegoś z racji płci moje doświadczenie jest takie, że na Dzień Kobiet dostaję kwiatka i jestem przepuszczana w drzwiach - ale to już chyba kwestia kultury, a nie feminizmu :) A swoją drogę: dzięki za ten komentarz. Polemika i ścieranie się racji zawsze mile widziane :)

    Agatoris - cieszę się, że podzielasz moją sympatię dla autorki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Skarletko,
    Ja absolutnie popieram to, że macierzyństwo nie powinno być przeszkodą w karierze i też pracodawcy nie powinni przekreślać z tego powodu kobiet. Z drugiej jednak strony trzeba mierzyć siły na zamiary. Nie uważam, że można zrobić mega kariere i dodatkowo być matką na 100 % szczególnie w pierwszych okresie życia dziecka. Zawsze jest coś za coś. Kobiety, które osiągnęły największy sukces zrobiły to kosztem swojej rodziny i to już był ich wybór a nie warunki pracy.
    Są też zawody, które wymagając być na bieżąco ze wszystkim i kilkumiesięczna nieobecność nie jest przy tym wskazana.
    Żyjemy w społeczeństwie przekonanym, że to mężczyzna powinien być życiwicielem rodziny a nie kobieta. Prace kobiet nadal często traktuje się jak ich fanaberie.
    Przykro jest patrzeć jak mężczyzni są wyeliminowywani z życia swoich dzieci przez społeczeństwo, którego celem nadrzędnym ponoć jest rodzina. Masz rację, mężczyzn nie pyta się o dzieci, a szkoda.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja jednak wolę tego typu dyskusje omijać, wybaczcie mi kochane :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja poki co nic Pani Graff nie czytałam, ale wszystko jest możliwe ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Miss Jacobs - wszystko się zgadza, tyle że zawsze zastanawia mnie, dlaczego posiadanie dziecka przeszkadza w pracy kobiecie, a mężczyźnie nie. Równie dobrze można uznać, że jeśli mężczyzna zostaje ojcem, to nie może być w 100% pracownikiem - tyle, że nikt tak nie mówi, bo wychowanie dziecka w priori przypada matce - i to już dla mnie jest w porządku.

    Futbolowa - dlaczego :)?

    Meme - powtórzę pierwsze zdanie: zawsze warto czytać teksty mądrych kobiet.

    OdpowiedzUsuń
  9. Walczymy o to, co zastało nam wpajane przez wieki. Kobiety o dziecko, mężczyźni o pracę.Dla tego te konkretne aspekty są nam przypisywane. Ludzie lubią stereotypy i szufladki bo to sprawia, że czują się bezpieczniej. Wiedzą czego mogą oczekiwać i gdzie to mogą znaleźć. Najbardziej boimi się tego, czego nie znamy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Miss Jacobs - i tu się zgadzam: stereotypy są bezpieczne, ale nie zawsze wystarczające... i nie zawsze je lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zgadzam się, że Agnieszka Graff jest kobietą bardzo mądrą. Uważam też, że feminizm, przez wiele osób traktowany jako "brzydkie słowo na F" jest niezwykle istotny i w naszym kraju potrzebny. Dlaczego? Dlatego, że promowany jest właściwie tylko jeden rodzaj kobiecości: takiej która ma się poświęcić. Wychowanie dziecka i pracę da się pogodzić o ile istnieje spójny system wspierania matek z dziećmi, żłobki, przedszkola, umożliwienie pracy z domu, w niepełnym wymiarze, itp. Nie odnoszę wrażenia, że feministki "wynoszą" jakoś płeć kobiecą nad męską - mówią raczej o sprawach, które niewielu męskich polityków interesują. Kobiety w polityce to bardzo często niestety takie maskotki (z chlubnymi wyjątkami), które odżegnują się od wszelkich związków z feminizmem, pomimo faktu, że zrobienie kariery w polityce wymaga tego, na czym feministkom zależy: podziału ról. I jeszcze jedno: zastanawiałyście się kiedyś nad stosunkiem społeczeństwa do kobiet (powiedzmy w średnim wieku) bez dzieci? Bezwzględne karierowiczki - to jedno podejście. Biedne i niespełnione - druga postawa. Naprawdę nie ma nic po środku?

    OdpowiedzUsuń
  12. Skarletko,
    Najbardziej nie lubimy tych, które nas dotyczą i uważamy, ze są krzywdzące. Jednocześnie bardziej lub mniej świadomie sami ich używamy, tracąc przez to często okazje do naprawdę dobrych znajomości i przeżyć.

    Grandello,
    Zgadzam się, że system powinien umożliwić kobietom wychowywanie dzieci jak i rozwój zawodowy. Niestety te tematy są traktowane jako zastępcze podczas sezonu ogórkowego. Chociaż nie jestem feministką, to zabolało mnie gdy ostatnio jeden z członków Pisu powiedział, że feministki mówią o tym bo już nie mają czym innym się zajmować. Uważam, że to krzywdzące. Możemy nie zgadzać się z czyimiś poglądami, ale nie należy ich od razu uważać za głupie bo każda strona ma swoje racje.
    Kobiety w politce... cóż. Może lepiej na to spuścić zasłonę milczenia. Nie ma się czym zbytnio pochwalić poza paroma wyjątkami jak zaznaczyłaś.
    Choć często nie zgadzam się z feministkami to dobrze, że są bo im więcej głosów tym lepsza decyzja.
    Czasami mam wrażenie, że próbują problem załatwić od końca czyli usuwając skutki, a nie przyczyny. Żeby była jakakolwiek zmiana w społeczeństwie to ono samo musi tego chcieć, a to dzieje się długimi latami. Warto postawić na edukacje. Co z tego, że wywalczą takie a nie inne prawa, gdy kobiety nie będą potrafiły z nich korzystać. Szczególnie te z małych miejscowości, gdzie często jednak ksiądz jest wyrocznią. W szkołach nawet jeśli jest etyka to prowadzi ją też ksiądz. Człowiek uczy się najwięcej z tego co go otacza.
    Jeśli chodzi o kobiety w średnim wieku. Różnie z tym bywa, ale faktycznie masz racje, że tak w większości są postrzegane.
    Są spełnione kobiety zarówno zawodowo jak i prywatnie. Pytanie nie brzmi: " czy nie ma nic po środku", ale " jakie kobieta ma ambicje".
    Nie wierzę, że naprawdę duże kariery można zrobić bez ponoszenia kosztów w życiu prywatnym. W tym wypadku zawsze jest coś za coś, choć to nie oznacza, że od razu te dzieci nie są kochane.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Miss Jecobs: absolutnie się z Tobą zgadzam, że trzeba postawic na edukację i z tego co wiem feministki starają się wpłynąć na zmianę programów przedmiotów, takich jak "wychowanie do życia w rodzinie", czy jak to się teraz tam nazywa. Problemem polskiego feminizmu jest w moim odczuciu to, że jest bardzo akademicki i dość wielkomiejski - trochę to wszystko nie przystaje do rzeczywistości bardzo często.

    Nie zawsze jest to kwestia "jakie kobieta ma ambicje". Bardzo wiele par po prostu nie może mieć dzieci. I bardzo wiele z tych bezdzietnych kobiet czuje się gorszymi. Wybrakowanymi. Przez inne kobiety jest traktowana, jako ta która nie rozumie i nie ma prawdziwych problemów. A kobiecość to nie tylko dzieci, choć, bron Boże, nie umniejszam wartości ich wychowania.

    OdpowiedzUsuń
  14. Grandello,
    Tym razem ja się z Tobą zgodzę.
    Sama uwielbiam dzieci, ale kompletnie nie widze się w roli kury domowej. Uważam, że szczęśliwe dzieci to przede wszystkim szczęśliwa i spełniona matka. Na polu zawodowym mam jeszcze całkiem sporo do zrobienia. Czasem warto zrezygnować z ambicji bo przecież dziecko tylko raz zrobi pierwszy rok, pierwszy raz usiądzie na nocniku. Jednak chwila nie możne oznaczać wieczności.

    "Problemem polskiego feminizmu jest w moim odczuciu to, że jest bardzo akademicki i dość wielkomiejski - trochę to wszystko nie przystaje do rzeczywistości bardzo często." - prawda.
    Feministki w Polsce to wykształcone kobiety, mieszakające w dużych miastach, gdzie jest zupełnie inna mentalność. Królewicz nie zrozumie żebraka, nawet jeśli uważa inaczej. Dlatego powiedziałam, że biorą się za coś od tyłka strony.
    W polskiej szkole, często nie ma " wychowania w rodzinie", a jak jest to prowadzi je zakonnica bojąca się używać słowa " prezerwatywa". Sama jestem tego doskonałym przykładem. Podczas mojej licealnej edukacji, wychowawczyni przyniosła nam wykłady księdza o tym dlaczego warto czekać do ślubu. I tyle miałam edukacji seksualnej, o rodzinnej nie wspominając.

    Bardzo wiele par nie może mieć biologicznych dzieci, ale może adoptować. Wiem, że łatwo jest mówić. Żeby adoptować trzeba zdjąć z siebie ogrmną barierę psychiczną i uzmysłowiśc sobie, że rodzicem jest ten który kocha i wychowuje, a nie zapładnia i rodzi.

    OdpowiedzUsuń
  15. Cóż, trochę w tym prawdy jest... i widzę, że obszserna dyskusja wybuchła:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Cieszę się, że jest dyskusja, lubię ścieranie się poglądów :) Całkowicie podpisuję się pod tym, co piszesz Grandello w pierwszym komentarzu. Generalnie, upraszczając, uważam, że gdyby nie feministki, to nadal siedziałybyśmy w domach, a naszym jednym zmartwienie byłoby jak zrobić dobrą partię. Nie uważam także, że kobiet wynoszą się nad mężczyzn: po prostu chcą tego samego, czego mężczyźni, a poza tym domagają się prawa decydowanie o sobie samych - a do tego należy np. aborcja czy prawo do in vitro. Tematu z półki "feminizm" są traktowane jako zastępcze i o tym Graff także pisze. Cieszę się jednak, że coś jakiś czas one wypływają: przecież to jest w naszym własnym interesie. O tym, że feminizm czesto usuwa skutki, a nie wprowadza zmian, w książce też jest. Służą temu najróżniejsze organizace, np. pomagające ofiarom przemocy czy samotnym matkom, zamiast walczyć z samym zjawiskiem przemocy np. Z jednej strony to dobrze, z drugiej zaś państwo może założyć ręce, gdyż "przecież od tego są NGO-sy".
    Czy feministki to tylko kobiety wykształcone? Niekoniecznie. Kobiety protestujące przeciwko sieci TESCO to przecież też feministki, chociaż być może tak się nazwą. Natomiast zgadzam się z Wami, że edukacja przede wszystkim, natomiast to, co teraz mamy, to jej parodia. Jakiś czas temu rozmawiałam o tym z moją kuzynką, licealistką, która z "przygotowania do życia w rodzinie" dowiedziała się tyle, że aby w ciążę nie zajść... trzeba czekać z seksem do ślubu. Hmm...
    I zgadzam się jeszcze z tym, że feminizm, mimo wszystko, kojarzy się u nas jeszcze źle, chociaż i to powoli się zmienia. Miałam problem, jak napisać o tej książce, żeby nie pisać banałów, gdyż opowiada o rzeczach pozornie oczywistych, które niestety czasem wcale oczywiste nie są.

    OdpowiedzUsuń
  17. Scarletko, a ja się bardzo cieszę, że ten temat podjęłaś. Warto, to robić. Zawsze :)

    OdpowiedzUsuń