czwartek, 29 lipca 2010

Nieodparty urok prowansalskiej wsi (i jedzenia!) (Georgeanne Brennan - Świnia w Prowansji)


Drodzy Czytelnicy i Czytelniczki, mania na książki o jedzeniu trwa na moim blogu nadal. Kilka dni temu przeczytałam "Świnię w Prowansji" i książką tą chcę potwierdzić, że moje zamiłowanie do kulinarnej tematyki ma się dobrze i już przewiduję kolejne "jedzeniowe" lektury :)

Tymczasem "Świnia w Prowansji" mnie urzekła. Po pierwsze: okładką, po drugie: tytułem, po trzecie: treścią. Autorka pisze o swoim życiu w tym malowniczym zakątku Francji, ale nie w dobrze znanym stylu: "znudzona Amerykanka zakochuje się w prowansalskim winie i zachodach słońca", nie. Georgeanne Brennan szczegółowo opisuje, jak przyrządza się tradycyjne potrawy z tego regionu, sama wyrabiała przez jakiś czas sery z koziego mleka według starych receptur, hodowała kozy i tytułową świnię. Dla niej gotowanie i życie na wsi było przede wszystkim powrotem do korzeni: ona i jej rodzina jedli to, co sami zebrali lub udało im się wyhodować. Jedzenie zaś miało w sobie coś niezwykłego: zaspokajało głód, ale też łączyło ludzi przy wspólnym stole. Daleko jednak tej książce do sentymentalnych klimatów i swojskich, sielskich obrazków: czytelnik dostaje np. szczegółowy opis świniobicia i tego, co dalej działo się z mięsem... co dla mnie było dość szokujące.

Co ważne, opisane historie działy się około czterdzieści lat temu, cały czas miałam więc świadomość, że opisywanego świata już nie ma, że autorka przedstawia go tak, jak został przez nią zapamiętany. Dodam też, że dom w Prowansji nie był jedynym miejscem zamieszkania Georgeanny Brennan: przez większą część roku mieszkała w Stanach Zjednoczonych, gdzie pracowała ona i jej mąż. Warto też zaznaczyć, że o opisywanych potrawach czyta się świetnie, nawet jeśli o większości z nich nigdy wcześniej się nie słyszało. Autorka jest bowiem przede wszystkim znana nie jako pisarka, a autorka książek kucharskich, prowadzi też szkołę gotowania. I to naprawdę widać.

Na zachętę - chociaż wydaje mi się, że miłośników kuchni, gotowania i jedzenia nie muszę długo zachęcać - przytoczę wypowiedź Roberta Makłowicza na temat "Świni...":

Pochodząca z Kalifornii pani Georgeanne Brennan to uznana autorka książek kulinarnych, swą kulturową i jedzeniową przygodę z najpiękniejszym regionem Francji rozpoczęła już w roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym, więc dobrze wie, o czym pisze. Na tyle dobrze, że w trakcie łapczywej nocnej lektury spożyłem słoik oliwek, pół pęta francuskiej kiełbasy, kilka kieliszków różowego wina z departamentu Var, zamarynowałem schab w szałwii oraz rozmarynie, a tylko nad wyraz późna pora powstrzymała mnie przed sięgnięciem po calvados.

Dla mnie brzmi super! :)

PS W dość nietypowy sposób zostały w tej książce ponumerowane strony: na dole po prawej stronie pod tekstem znajduje się nie jedna, a dwie cyferki. Nigdy nie spotkałam się z taką numeracją - ot, taka ciekawostka :)

G. Brennan, Świnia w Prowansji, wyd. Czarne, seria Dolce Vita, Wołowiec 2010, s. 235.

10 komentarzy:

  1. Gotowanie moją pasją nigdy nie było i nie ma większych szans na to, żeby zostało, więc logicznym jest, że czytać o nim niezbyt lubię. Książka raczej nie dla mnie, choć nie wątpię, że w swojej kategorii ciekawa.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam u Ciebie, Skarletko, to masowe pochłanianie książek. Po prostu zawstydzasz ślimaczych czytelników (mowa o mnie oczywiście) ilością przyswajanego materiału! :)

    Ale żeby było na temat - kulinaria i podróże to teraz bardzo chodliwy temat. Dobrze się kojarzy, bo wakacyjnie i optymistycznie, więc bynajmniej nie narzekam. Tylko że do tej pory nic z tego podwórka nie czytałam i kiedyś muszę to nadrobić. Może ze "Świnią..." właśnie, bo tytuł jest fantastyczny ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. aż się głodna zrobiłam :0 pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja dokładnie widziałam proces zabijania świni i to, co było potem. Nie powiem, żeby to było przyjemne. Nie ten skowyt. Chyba on był w tym najgorszym. Książka również mi się podoba. Uwielbiam książki o jedzeniu. Ach. Muszę przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdecydowanie nie trzeba mnie zachęcać - gotowanie jest jedną z mych miłości :)

    OdpowiedzUsuń
  6. "szczegółowy opis świniobicia" - oj, to nie dla mnie, odrazu wszystko bym sobie wyobraziła z nader przesadną dokładnością...
    Poza tym niestety nie jestem zbyt uzdolniona w kwestii kucharskiej więc na pewno byłabym zrozpaczone po tej lekturze, że nie jestem w stanie przyżądzić tak pysznych potraw a jedynie pozostaje delektować się ostrymi literami wysypanymi na słodki biały pergamin.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam, opisałam, podobało mi się :). Chyba mogłabym zamieszkać w Prowansji, o ile nie musiałabym uczestniczyć w świniobiciu ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Moj ojciec ma obsesję na punkcie gotowanie, więc moze mu podrzucę tytuł:P

    OdpowiedzUsuń
  9. Zawsze robię się głodna, gdy czytam tego rodzaju książki:) Ale lubię ich klimat i rodzące się w wyobraźni aromaty i zapachy przygotowywanych potraw. Mniam :)

    Teraz czytam akurat "Zupę z granatów" Więc tematyka podobna.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak, zamykać oczy na świnobicie, ale ze smakiem zajadać szyneczkę. Co za hipokryzja.

    OdpowiedzUsuń