wtorek, 2 marca 2010

W sam raz na raz (Kolonie Knellera - Etgar Keret)



-->Miałam czytać Rinę Frank, przeczytałam zbiór, a raczej zbiorek opowiadań Etgara Kereta. Książkę tę wzięłam do domu dlatego, żeee...ma kolorową okładkę, która rzuca się w oczy, a nazwisko autora jest mi znane z „Bluszcza”. Sam autor również wydaje się postacią ciekawą. Przede wszystkim jego i Shiry Geffen jest film Meduzy, który swojego czasu bardzo mi się podobał i który otrzymał Złotą Kamerę w Cannes. Ponadto Keret jest guru młodych Izraelczyków, którzy mówią o nim, że jest „ich pisarzem”, a krytycy nazywają go „izraelskim Quentinem Tarantino” - nieźle. Poza tym Keret otrzymał nagrodę MTV – cokolwiek to znaczy.
Oczywiście nie mogę oceniać jego twórczości literackiej po jednym, cieniutkim zbiorku, ale, mimo zapewnień na okładce, „pod warstwą błyskotliwego dowcipu” nie odnalazłam „prawdy o świecie”. Za to świetnie spędziłam czas, czytając absurdalne teksty, zawarte w „Koloniach Knellera”.
Podoba mi się to, że Keret nie ogranicza swojej wyobraźni i pisze np. o kierowcy, który chciał być Bogiem, o dziewczynie, przy której sklepie było wyjście z piekła, a także o macicy tak pięknej, że trafiła do muzeum... No i wprowadzony zostaje krótki wątek jojczącego w zaświatach Kurta Cobaina - ot, taki smaczek. Nie ma sensu streszczać tu każdego z opowiadań, ale powiem, że dawno nie miałam do czynienia z taką dawką groteski i czarnego humoru. Fakt: jest to lektura na raz i więcej po te opowiadanka nie sięgnę. Ale jeśli ktoś potrzebuję krótkiej książki, na jeden wieczór właściwie, a niekoniecznie ma ochotę na lekką „babską” literaturę – to serdecznie „Kolonie Knellera” polecam.
E. Keret, Kolonie Knellera, wyd. W.A.B., Warszawa 2009, s. 107.

8 komentarzy:

  1. A widzisz ... a czaiłam się na nie, widziałam kilka na półce w księgarni i już, już miałam złapać. Mnie jednak te kolorowe, krzykliwe okładki nie przekonały. Coś podejrzewałam, że to będą klimaty, o których piszesz. Czasami lubię absurd, bo jest potrzebny w "poważnym" życiu ... ale tylko czasami:)
    Pozdrawiam cieplutko:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam o tym panu w Gazecie Wyborczej i przy następnej księgarnianej wizycie miałam się postarać o jakieś jego dzieło.
    Twoja recenzja mnie do tego jeszcze bardziej zachęciła. Czasem są dni, gdy właśnie lubię przeczytać taką książeczkę na raz.
    Pozdrawiam serdecznie :-).

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś już kolejną osobą, z której recenzji bije pochwała dla Kereta. Chyba będę musiała po niego wreszcie sięgnąć by nie być aż tak bardzo do tyłu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. czytałam "Tęskniąc za Kissingerem" - uważam, że Keret jest świetny, ma fantastyczny, lapidarny styl, celną puentę, potrafi w oryginalny sposób bawic się językiem i jak sama piszesz - ma nietuzinkowe pomysły :) Keret rulez!:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba muszę co nieco poszperać o Keretcie, bo szczerze mówiąc nie spotkałam się wcześniej z jego literaturą.

    OdpowiedzUsuń
  6. I wpadłam. Dziś z biblioteki wyniosłam "Tęskniąc za Kissingerem".

    Jestem już w połowie i powstrzymuję się by nie piać z zachwytu. Keret jest cudotwórcą.

    OdpowiedzUsuń
  7. Anno, Claudette - dzięki, dopisałam sobie "Tęskniąc za Kissingerem" do listy :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Skarletko piszę TU, bo nie moge dać komentarza pod kotami Lessing;(
    Moje O kotach czeka, zaczęłam je, nie mogąc się doczekać ale zmuszona byłam pozostawić na lepsze czasy. Smutno mi z tego powodu bo wystarczyło kilka stron abym się zainteresowała książką:)

    OdpowiedzUsuń