czwartek, 25 lutego 2010

Kieszonkowy atlas kobiet BIS (Dzidzia - Sylwia Chutnik)


Czytając "Dzidzię" pierwszy raz miałam nieodparte wrażenie, że... ja już "Dzidzię" czytałam. Bo tak: tematyka wojny i powstania - była, bohaterowie pełni żalu, żyjący na marginesie społeczeństwa - byli, rozrachunek ze wszystkimi możliwymi stereotypami - był, charakterystyczna stylistyka - była.

Zaczynam od tej uwagi, gdyż, cóż, nowa, druga, powieść Sylwii Chutnik niestety, ale mnie rozczarowała. "Dzidzia" w niczym nie różni się od "Kieszonkowego atlasu kobiet", który swojego czasu bardzo mi się podobał. A podobał mi się, bo książka poruszała tematykę wojny i powstania, bohaterowie byli pełni żalu i żyli na marginesie społeczeństwa, a autorka rozprawiała się ze wszystkim możliwymi stereotypami. I uczciwie przyznaję, że w którymś momencie to wynajdywanie podobieństw zaczęło mi nawet sprawiać frajdę. Ale...
Czytanie drugi raz o tym samym, u tej samej autorki, w książce różniącej się tylko okładką (bardzo ładną nawiasem mówiąc) trochę mija się z celem.

"Dzidzia" to książka mówiąca o zemście historii. W czasie wojny Stefa Mutter wydaje Niemcom dwie Polki: matkę i córkę. Kilkadziesiąt lat później jej wnuczka rodzi kalekie dziecko, dziewczynkę, która nosi takie samo imię, jak zamordowana w czasie wojny nastolatka. Ten punkt wyjścia posłużył autorce do napisania kontynuacji swojej pierwszej powieści - niestety - w której nie ma pozytywnych bohaterów, nie ma dobrych ludzi, a Polska jawi się jako zacofana prowincja Europy: i straszna, i śmieszna.

I powiem tak: "Dzidzia" nie jest złą powieścią (chociaż ja mniej więcej w połowie zaczęłam czytać ją nie jak powieść, a satyrę prozą). Jeśli ktoś nie czytał pierwszej książki Chutnik, jest szansa, że ta będzie mu się naprawdę podobać. "Dzidzia" jest po prostu wtórna i zdaję sobie sprawę, że powtarzam to na wszystkie możliwe sposoby, ale po laureatce Paszportu Polityki spodziewałam się więcej. A to, że darzę autorkę sympatią za jej pozaliteracką działalność nie zmienia faktu, że w czasie lektury jednak trochę się nudziłam.

A teraz, dla porównania, chwyciłam za "Fastrygę" Grażyny Jagielskiej, gdyż na okładce wyczytałam co następuje: "Fastryga" to opowieść o trzech pokoleniach kobiet, których losy naznaczone są tajemniczym piętnem. Czy ich życiem kieruje Zło, które zadomowiło się w rodzinie Werskich jeszcze w czasie okupacji? Ciekawe, jak "Fastryga" wypadnie na tle "Dzidzi". Zamierzam sprawdzić :)

Ocena: 3-/6

S. Chutnik, Dzidzia, wyd. Świat Książki, Warszawa 2009, s. 170.

13 komentarzy:

  1. To ja wole jej nie czytać, bo tylko się zdenerwuje. A po co mi to ?
    Za to "Fatryga" brzmi niezwykle interesująco, ostatnio widzę u siebie dużą chęć do czytania książek o tej tematyce. Czekam więc na recenzje :)Miłego po południa życzę i pozdrawiam serdecznie :-).

    OdpowiedzUsuń
  2. "Fastryga" znaczy się. Widać właśnie, jak "Zupa z granatów" podziałała na mój apetyt, że już nawet literki zjadam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Miss Jacobs, ja u siebie zaobserwowałam to samo. Ostatnio wystarczy napis na okładce "saga rodzinna", albo "opisuje losy rodziny/pokolenia" i ja już mam ochotę po książkę sięgnąć. Nie wiem, czym to tłumaczyć:)

    OdpowiedzUsuń
  4. hm... już drugą taką opinie czytam na temat "Dzidzi" więc się zastanawiam czy sobie jej jednak nie odpuścić. Ale "fastryga" to coś mnie kusi, już właśnie po Twoim cytacie:) pozdrawiam i czekam na recenzyjkę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O, skoro tak, to polecam Ci Skarletko "Dom Augusty" Majgull Axelsson, także o 3 pokoleniach kobiet, naznaczonych piętnem samotności :) Świetna, przejmująca rzecz.
    Co do "Dzidzi", to straszliwą mam ochotę jednak sprawdzić osobiście, bo opinie skrajnie różne czytam. "Atlas" mnie również urzekł.
    Pozdrawiam serdecznie :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Chciałam napisać, że teraz jest naprawdę bardzo ciężko o oryginalność jeśli chodzi o fabułę, ale skoro ten problem dotyczy nie zupełnie różnych autorów, ale jednego i tego samego, to zwracam honor. Jaki jest sens w pisaniu rzeczy naprawdę podobnych?
    Chociaż tematyka mnie pociąga, nie powiem...

    OdpowiedzUsuń
  7. Kaś - recenzje być może w sobotę, o ile nie pochłonie mnie robienie na szydełku:P

    Aerien - sprawdź. Może jeśli nie będziesz się podziewała "cudów" (bo ja się jednak trochę spodziewałam), to książka spodoba Ci się bardziej niż mi:)

    Nyx - napiszę to samo, co wyżej: sprawdź, wyrobisz sobie opinię:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Potęguje się tylko moje uprzedzenie do polskich pisarek :-(

    OdpowiedzUsuń
  9. "Kieszonkowy atlas kobiet" był świetny. A z tego co czytam, to potwierdza się utarty schemat, że każda druga powieść jest cieniem pierwszej, tej która odniosła sukces. Coś w tym jest, bo o "Dzidzi" nikt nie pisze w samych superlatywach. Oznacza to chyba, że Chutnik wpadła w pułapkę "drugiej powieści". Ja nie czytałam "Dzidzi", jeśli trafi w moje ręce, to chętnie przeczytam. Oby zatem Chutnik w trzeciej książce wróciła na głębokie wody! ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. więc jednak sobie chyba odpuszczę, bo na czytanie tego samego pod innym tytułem szkoda mi czasu. Dziękuję za Twoją recenzje ... jeszcze tylko na nią czekałam, żeby podjąć decyzję :)
    Pozdrawiam z łóżka pisząc te słowa znacznie dłużej niż zwykle ... dlatego też przepraszam, że wysłałam Ci tylko połowę maila :)Nadrobię zaległości jak odzyskam siły.
    Miłego weekendu Scarletko!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie czytałam "Kieszonkowego atlasu kobiet", natomiast "Dzidzię" chyba sobie sprezentuje, bo nie czytałam jeszcze lektury o takiej tematyce. Jestem ciekawa Twojej recenzji "Fastrygi". Miałam do niej ze 2 podejścia i:
    a) albo czytałam ją będąc w kiepskim nastroju
    b)coś się działo i nie skupiłam się na treści
    c)nie spodobała mi się
    Dokładnie już nie pamiętam, przypomni mi się pewnie jak przeczytam Twoją opinię:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Balianno - a ja ostatnimi czasy mam coraz lepsze zdanie w o polskiej literaturze, trafiam na dobre książki.

    Dobra uwaga Matyldo. "Syndrom drugiej książki". Pozostaje czekać na trzecią - oby lepszą :)

    Virginio - to ja czekam na tę drugą połowę :)

    Kolmanko - na początku "Fastryga" też podobała mi się tak sobie, nie bardzo umiałam powiązać sobie wątki, lektura wymagała skupienia, a ja ostatnio błądzę myślami... Teraz jednak jestem autentycznie zachwycona, powinnam skończyć czytać dziś w nocy, więc jutro pojawi się recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Widziałam tą książkę w Empiku, i prawie bym ją wzięła, ale na szczęście cos mnie tknęło, żeby się powstrzymać i tu wchdoze i czytam Twoją recenzję... cieszę sie, że jednak jej nie kupiłam

    OdpowiedzUsuń