wtorek, 23 lutego 2010

Gorzka piguła (Cukiereczki - Mian Mian)


Po studiach została mi jedna bardzo dotkliwa przypadłość czytelnicza. Otóż jak już zacznę coś czytać, to skończę. Choćbym nie wiem jak cierpiała przy lekturze, choćby nie wiem jak książka była nudna - brnę do końca. I dla "Cukiereczków" nie zrobiłam wyjątku, a powinnam. Przez pierwsze sto stron bowiem czułam narastającą irytację przemieszaną z nadzieją, że może jednak akcja się rozkręci. Dalej już tylko się złościłam i ze wszystkich sił starałam się czytać jak najszybciej, żeby zacząć coś innego.

Gdybym miała określić "Cukiereczki" dwoma słowami to nazwałabym je nudnymi i pretensjonalnymi. Zero akcji. Nudni, bez przerwy gadający bohaterowie, którzy snują się z kąta w kąt i mają takie imiona jak Kiwi, Jabłko, Żuczek, Kociak, Kotka, a nawet Nankińskie Kluski. Głowna bohaterka, Hong, kocha Saininga, którego "włosy są jak wątki jej myśli", "opuszki palców silne" i tak jak ona obgryza paznokcie. Poza tym bohaterowie chodzą na dyskoteki, łączą w pary we wszystkich możliwych konfiguracjach, zażywają heroiną, palą marihuanę, nic nie robią i marzą, by zostać wielkimi artystami... Dla mnie zdecydowanie za dużo.

Pamiętam, że ładnych kilka lat temu czytałam "Ćpuna" i byłam zachwycona - stąd mój wniosek w poprzednim poście, że na pewne lektury chyba po prostu jestem za stara, bo w "Cukiereczkach" nie znalazłam NICZEGO, co by mnie chociaż trochę zainteresowało. Pierwszy raz daję jedynkę z wykrzyknikiem i więcej o tej książce nie zamierzam pisać, bo po prostu nie lubię pastwić się nad książkami.

A teraz biorę się za "Dzidzię" i mam nadzieję, że moja opinia będzie się różniła od tej zawartej tu. Bo "Kieszonkowy atlas kobiet" naprawdę mi się podobał i nie chciałabym się rozczarować.

12 komentarzy:

  1. uff, dobrze, że jej nie wypożyczyłam, choć trzymałam i trzymałam w ręce, jak byłam w bibliotece ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jeśli dla Ciebie "Ćpun" był o wiele lepszy (ja też byłam pod wrażeniem tej książki), a "Cukiereczki" dostały jeden, to chyba jednak nie będę ich poszukiwać, tudzież kupować, bo trzy dni temu widziałam je na wystawie, a nie lubię marnować pieniędzy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. jejku, aż tak tragicznie? no cóż to już jej nie kupię... a kusiła mnie dziwnie okładka...<< nie wszystko złoto, co się świeci>> pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. jak zaczniesz to musisz skończyć, rozumiem, ale czy dotyczy to wszystkiego, np. Elfridy Jelinek?
    :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aspartate, Nyx, Kaś - to naprawdę jest ksiażka dla wytrwałych. Szczerze nie polecam, można w tym czasie poczytać coś lepszego.

    Yo - i tu mnie masz :) "Pianistkę" odłożyłam dobrze po połowie - nie dałam rady. Coś mi się jednak wydaje, że właśnie sprowokowałeś mnie do drugiego podejścia :))) I skąd wiedziałeś, że właśnie na tej pisarce mogłam się, brzydko mówiąc, wyłożyć???
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz co Skarletko? - Podoba mi się tu u Ciebie! Czytasz takie fajne książki, tak świeżo o nich piszesz. Jakoś zrobiło mi się lżej na duszy jak sobie poczytałam Twoje recenzje:)
    Miłego dnia
    P.S. 39,9 też odbierałam jako kolejną "szwaję" ale przekonałaś mnie, że nie jest tak, kiedy tylko książka wpadnie mi w ręce - złapię ją:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Moni, bardzo dziękuję za miłe słowa. Cieszę się, że komuś podoba się to, co robię:)

    OdpowiedzUsuń
  8. "Cukiereczków" nie kupię chociaż literaturę azjatycką lubię to i tam jak widać (zresztą jak wszędzie) można natknąć się na nudne książki.

    Pozdrawiam :)

    No i czekam na "Dzidzię" ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jedynka z wykrzyknikiem!? To musi być naprawdę tragiczna. Chciałam przeczytać - już nie chcę :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Cieszę się, że Cię skutecznie zniechęciłam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja stwierdziłam, że przeczytam. W myśl idei: "ja nie dam rady?!". I powiedziałam sobie nigdy więcej takich wybryków :P

    OdpowiedzUsuń